Ze wspomnień Ernsta Hanfstaengla, Amerykanina niemieckiego pochodzenia, który w latach 1923–1925 dość często odwiedzał Hitlera w więzieniu, wiemy, że cela przywódcy NSDAP była przestronnym, schludnie umeblowanym i jasnym pokojem z widokiem na pobliskie lasy i łąki. Od swoich zwolenników Hitler dostał duży stół, maszynę do pisania i duży zapas papieru. Z początku osobiście pisał jedynie swoje mowy obronne. Później zaczął pisać antymarksistowskie artykuły, ale szybko się zniechęcił. Pod wpływem Hessa ostatecznie zgodził się podyktować książkę, która byłaby jego manifestem politycznym. Goście, którzy licznie odwiedzali w tamtym czasie Hitlera w więzieniu, wspominali, że wódz NSDAP nie przykładał się specjalnie do pracy. Pochłaniał ogromne ilości ciast, przysyłanych mu z Monachium, które popijał hektolitrami herbaty. Na okrągło zanudzał współwięźniów nudnymi tyradami, których jedynie Hess uważnie słuchał i... przerabiał na kolejne rozdziały książki. Stąd pod względem stylistycznym „Mein Kampf” ma charakter grafomańskiej diatryby, której żaden szanujący się bibliofil o wyrobionym smaku literackim nie jest w stanie przeczytać od początku do końca.