Znam wiele osób, które w takim dniu rezygnują z lotu samolotem, odkładają termin wykonania trudnego zabiegu medycznego, nie chcą podpisywać ważnych umów czy przystępować do egzaminu. W opinii wielu Europejczyków piątek trzynastego to zły dzień na randkę, fatalny termin do podejmowania decyzji o charakterze inwestycyjnym, niefortunny czas na jakiekolwiek ryzykowne wyzwania. Osobiście nie podzielam tego poglądu. Trzynastka to liczba, którą darzę nawet uczuciem. Trzynastego urodziła się moja mama. Trzynastego w piątek, jeszcze jako nastolatek, poznałem moją żonę, z którą niezmiennie od 32 lat dzielę tę dziwną przygodę, jaką jest życie.

Dlaczego jednak większość z nas ulega paraskewidekatriafobii? Tacy gawędziarze zajmujący się historią jak ja, tłumaczą, że ten lęk narodził się w piątek 13 października 1307 r., kiedy w gruzach legło jedno z najpotężniejszych i najbogatszych imperiów w historii Europy. Nie było państwem, nie miało suwerennego terytorium ani granic. Ale stało się awangardą porządku społecznego i gospodarczego późnego średniowiecza. Było jednym z najciekawszych eksperymentów politycznych, gospodarczych, społecznych i kulturowych w dziejach ludzkości. Przez wymuszone wojną kontakty ze światem arabskim stało się forpocztą zbliżającego się renesansu. Przez swój uniwersalny cel i ponadnarodowy charakter stało się prekursorem unifikacji europejskiej. Było też wzorcową armią niesłużącą żadnej władzy świeckiej, ale strzegącą pewnej uniwersalnej utopii zjednoczonego i bezklasowego królestwa bożego na Ziemi. Ostatecznie jednak zaczęło się rozwijać w trudną do kontrolowania globalną korporację finansową, która uzależniała od siebie miasta, diecezje, księstwa, prowincje i całe królestwa. Na początku XIV w. niemal wszyscy byli bowiem zadłużeni u templariuszy.

Czytaj więcej

Imperium templariuszy upadło w piątek trzynastego

Pierwszym, który zbuntował się przeciw temu porządkowi, był największy dłużnik tego zakonu: król Francji Filip IV Piękny. To z jego rozkazu w feralny piątek do paryskiej siedziby wielkiego mistrza zakonu wdarli się królewscy szeryfowie z nakazem aresztowania templariuszy. Zadziwiające, że najlepiej przeszkoleni rycerze epoki poddali się bez oporu garstce królewskich żołdaków. Ludzie króla nerwowo przeszukali paryską Temple, ale nic nie znaleźli. Z wściekłością przyjęli zeznania świadków, którzy dzień wcześniej widzieli liczne wozy z sianem opuszczające siedzibę wielkiego mistrza. Co kryło się pod sianem? To pozostanie tajemnicą na zawsze. W każdym razie na oczach paryżan w ciągu jednego dnia upadło wielkie dzieło żmudnie budowane przez 200 lat. Templariusze to byli często ich bracia, synowie, krewni i przyjaciele. W zabobonnym średniowiecznym umyśle paryżan błyskawicznie zalęgła się myśl, że złowroga kabalistyczna trzynastka i dzień męki Chrystusa otwierają bramy siłom mroku.

Ale czy przypadkiem nie przesadzamy, łącząc paraskewidekatriafobię z 13 października 1307 r.? Może jest w tym tyle prawdy, co w owej słynnej historii klątwy ostatniego wielkiego mistrza templariuszy? 18 marca 1314 r., na maleńkiej nieistniejącej już wysepce na Sekwanie, naprzeciwko klasztoru augustianów i poniżej ogrodów królewskich na wyspie Cite w Paryżu, wzniesiono stos, na którym miał spłonąć wielki mistrz Jakub de Molay oraz preceptor Normandii Geoffroy de Charnay. Nim jednak płomienie wyzwoliły duszę wielkiego mistrza, zdążył on wykrzyczeć: „Papieżu Klemensie, królu Filipie, rycerzu Wilhelmie de Nogaret! Nim rok minie, spotkamy się na Sądzie Bożym!”. Klątwa wielkiego mistrza zaczęła działać błyskawicznie. Minęło niewiele ponad miesiąc, kiedy papież Klemens V rozstał się z tym światem, a król Filip IV Piękny stawił się na sąd boży siedem miesięcy później. Ale co stało się z Wilhelmem? Nic, ponieważ od roku już nie żył! Pełna dramatyzmu scena z paryskiej wysepki Cite była zatem produktem czyjejś wyobraźni. Ale plotka przerodziła się w mit, a ten z czasem urósł do rangi prawdy historycznej. Podobnie piątkowi trzynastego nadaliśmy jakiś diaboliczny wymiar, który cały czas i mimowolnie kultywujemy w kręgu kultury zachodniej.