Polskie spółki coraz chętniej i odważniej inwestują za granicą. Choć kryzys na Wschodzie nieco tę ekspansję zahamował, przedstawiciele biznesu wierzą, że ma ona świetlane perspektywy. Polskim firmom potrzebne jest jednak zrozumienie społeczeństwa, że to nie oznacza „eksportu" miejsc pracy, a także wsparcie administracji.
Do takich wniosków prowadzi debata, którą „Rzeczpospolita" zorganizowała w środę podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy w związku z publikacją V edycji „Rankingu polskich firm za granicą". Jej uczestnicy rozprawili się z mitem, wedle którego zagraniczna ekspansja jest tożsama z przenoszeniem miejsc pracy za granicę.
– Idę o zakład, że w 100 proc. polskich firm, które wyszły za granicę, z tego względu wzrosła liczba dobrze płatnych miejsc pracy w Polsce – wskazywał Krzysztof Domarecki, przewodniczący rady nadzorczej Seleny, producenta chemii budowlanej.
Potwierdza to przykład KGHM, polskiej spółki o największych zagranicznych aktywach. Producent miedzi, który posiada kopalnie w Kanadzie, USA, Chile i na Grenlandii, tworzy w Polsce centrum wiedzy, czyli zaplecze badawczo-rozwojowe.
– Polscy inżynierowie są bardzo dobrzy, lepsi niż w innych krajach, w których jesteśmy obecni. Takie ośrodki, zlokalizowane w Polsce, ale obsługujące cały świat, to też element ekspansji polskich firm, o którym nie można zapominać – tłumaczył prezes KGHM Herbert Wirth.