O swoich muzycznych początkach tak przed laty opowiadał „Rzeczpospolitej": – Pochodzę ze Śląska, gdzie silna była tradycja domowego muzykowania. Matka grała na pianinie, na akordeonie, na organach, ojciec, z zawodu maszynista kolejowy, prowadził orkiestrę kolejarską. Nic więc dziwnego, że ja i mój młodszy brat musieliśmy nauczyć się grać na skrzypcach, by mógł powstać rodzinny kwartet.
Nie od razu jednak muzyka zwyciężyła, bo oprócz studiów dyrygenckich na PWSM we Wrocławiu, ukończył też Wydział Prawa na tamtejszym Uniwersytecie. Po dyplomie nie miał jednak wątpliwości, może dlatego, że doskonaląc swe umiejętności został asystentem legendarnego dyrygenta operowego, Waleriana Bierdiajewa. I tak na całe życie Antoni Wicherek związał się teatrami operowymi.
W jego bogatej karierze najważniejsze były z pewnością lata 1973-1981, kiedy piastował stanowisko dyrektora artystycznego Teatru Wielkiego w Warszawie. Za jego kadencji odbyły się tu głośne premiery „Diabłów z Loudun" Pendereckiego, „Holendra Tułacza" i „Tannhäusera" Wagnera czy „Katarzyny Izmaiłowej" Szostakowicza. W biednych czasach PRL potrafił sprowadzać do Warszawy wielkie gwiazdy, takie jak Birgit Nilsson (za honorarium wypłacone jej złotówkach kupiła sobie w Desie dwa XVIII-wieczne świeczniki) lub znakomite zespoły jak Opera w Sztokholmie, dzięki której polska publiczność mogła po raz pierwszy zobaczyć cały „Pierścień Nibelunga" Wagnera.
Na początku lat 80. opuścił Polskę i następną dekadę spędził zagranicą. Najpierw kierował zespołem opery i filharmonii w Kairze, potem dyrygował gościnnie w Niemczech i w Szwajcarii, wreszcie w latach 1984-1990 pełnił funkcję dyrektora muzycznergo opery w Oberhausen. Doprowadził tam m. in. głośnej premiery „Halki" Moniuszki.
– Intendent, który w teatrach niemieckich zarządza funduszami, nie chciał folkloru na scenie, jego interesowało nowoczesne odczytywanie utworów – opowiadał mi o tamtej premierze. – Koncepcja „Halki" w Oberhausen wyszła więc od opowiadania, na podstawie którego Wolski napisał libretto. Jego akcja rozgrywa się w czasie powstania chłopskiego w Galicji w 1846 r. Ja się zgodziłem na pozbawienie „Halki" całej tej cepeliady, postawiłem tylko jeden warunek: tańce góralskie muszą pozostać. Choreograf Jerzy Graczyk zrobił więc z nich tańce rewolucyjne. A tak zinterpretowana „Halka" doskonale wpasowuje się w różne miejsce Europy, może dziać się w Anglii, we Francji, w Niemczech.