Wybory prezydenckie w 2020 roku odbędą się już po parlamentarnych, co jest korzystne dla prezydenta. Jeśli PiS przegra wybory parlamentarne, nie będzie mieć wyjścia jak tylko z całą siłą zaangażować się w re-elekcję. Ale jeśli PiS wygra wybory bez większości umożliwiającej odrzucania weta, to również będzie potrzebował zwycięstwa Dudy. Potencjalny prezydent z opozycji - np. Donald Tusk - oznacza stały konflikt dla obozu władzy. Poza tym Andrzej Duda jest politycznie osamotniony. Bez silnych sojuszników może liczyć w zasadzie tylko na siebie, swoje umiejętności, popularność i rozpoznawalność, którą daje mu urząd.
Jego polityczną pozycję w obozie władzy najlepiej opisuje reakcja na słowa Marka Suskiego, który po zawetowaniu przez Dudę ustawy degradacyjnej oświadczył, że na prezydenta już nie zagłosuje. Reakcji ze strony ważnych polityków nie było. Bo Suski wyraził to, co i tak myśli wielu polityków PiS. Nawet politycy z obozu prezydenckiego nie bronili prezydenta w wyraźny sposób, być może obawiając się popsucia swoich relacji z PiS.
Przełomem w ostatnich trzech latach było oczywiście podwójne weto. Wcześniej Duda był traktowany przez PiS w zasadzie tylko jako wykonawca woli prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Dla protestujących masowo przed Pałacem Prezydenckim w lipcu 2017 roku był Adrianem z “Ucha Prezesa”. I chociaż pomysł referendum konstytucyjnego - które kompletnie zaskoczyło polityków PiS - pasował do ogólnego przeświadczenia w PiS, że Konstytucję trzeba zmienić, to spotkał się z chłodnym przyjęciem. Bo - jak tłumaczy nam polityk PiS znający sytuację - Jarosław Kaczyński chce zmienić konstytucję, ale na własnych warunkach. - Nie do zniesienia jest myśl, że może to zrobić Andrzej Duda - twierdzi nasz rozmówca.
Podwójne weto zostało odczytane w PiS jako początek “zdrady”, której kolejne elementy - rola w odwołaniu Antoniego Macierewicza, weto ws. Ustawy degradacyjnej i tak dalej - były tylko logicznymi konsekwencjami. Można jednak zastanawiać się, na ile trudniejszy byłby dialog z Brukselą, gdyby ustawy sądowe weszły w życie w swojej wersji z lipca ubiegłego roku. Dopiero wiele miesięcy później obowiązującą w PiS linią stało się jednak to, że konflikt z KE należy wygasić.
Prezydent w roli “korektora systemu”, który wetuje buble prawne nie może się wykazać, gdy te buble na jego biurko nie trafiają. Wyhamowanie tempa zmian w ostatnich miesiącach sprawia, że okazji do tego jest coraz mniej. To nakłada się na szerszy impas, który dotknął zarówno ośrodek prezydencki, jak i cały obóz władzy.