Grażyna Wolszczak: Nie planuję życia

Czasem wydaje mi się, że mogłabym przestać grać. Pociąga mnie prowadzenie własnej sceny – mówi Grażyna Wolszczak, aktorka i rodowita gdańszczanka.

Publikacja: 11.12.2017 21:30

Grażyna Wolszczak

Grażyna Wolszczak

Foto: Fotorzepa / Pisarek Dominik

Rz: Tęsknisz za Gdańskiem?

Grażyna Wolszczak: Już nie, bo wyjechałam dawno, po maturze. Wtedy tęskniłam, każdy powrót, wjazd pociągiem do Gdańska, mijane stoczniowe żurawie, mijana opera i inne znajome miejsca powodowały szybsze bicie serca. No i ten widok morza...

A teraz?

Mam ciągle sentyment do Gdańska, ale to w Warszawie czuję się jak w domu. Z przyjemnością patrzę, jak zmienia się Polska. Warszawa z brzydkiego miasta bez charakteru zmieniła w ciągu ostatnich 25 lat wolności w europejską stolicę. Gdańsk też piękniał na moich oczach.

Można żyć bez morza?

Nie jest łatwo, ale można się przyzwyczaić. Tak jak trzeba było się przyzwyczaić do płaskiego krajobrazu Mazowsza, który wydawał się przeraźliwie nudny w porównaniu z morenowym ukształtowaniem trójmiejskiego terenu. Ale rzeczywiście, nawet gdy na chwilę wpadam do Gdańska, podjeżdżam do Brzeźna lub Sopotu, żeby odetchnąć morskim powietrzem i ogarnąć spojrzeniem horyzont... Błogo się wtedy robi.

Wychowałaś się na Oruni.

Orunia to było moje podwórko i moja droga do szkoły. Nie miałam wtedy możliwości eksplorowania, swobodnego przemieszczania się. Miałam silnie restrykcyjną mamę, nie było mowy, by wyrwać się gdziekolwiek. Dopiero parę lat temu odkryłam urodę Oruni, wokół bardzo fajnego domu kultury.

No i potem był już Wrzeszcz?

Mój Wrzeszcz był w zwyczajnym bloku, o którym latami śniła moja mama, paląc codziennie węglem w piecu na Sandomierskiej, na Oruni. Marzenie o centralnym ogrzewaniu ziściło się na czwartym piętrze bez windy na Batorego we Wrzeszczu. Wystarczyło wyjść z bloku, przejść przez ulicę i już wchodziło się do lasu. Tam spędziłam drugą część dzieciństwa – na zabawach, podchodach i... ekshibicjonistach. Przynajmniej raz w tygodniu człowiek się na jakiegoś natknął. Trzymali się z daleka, wiec nauczyłam się, że nie są niebezpieczni, choć koleżanki wpadały w popłoch. Ja nie, ale ja jestem twardzielem.

I ten twardziel spędzał wolny czas w laskach wrzeszczeńskich. A rodzinnie?

Rekreacja rodzinna to była plaża albo wypad na Kaszuby, do Wieżycy. Spokojnie, niezbyt rozrywkowo.

Rozrywkowo było w Sopocie. W jednym z wywiadów wspomniałaś, że Sopot zawsze cię fascynował.

Tak, Sopot to był ten powiew wielkiego świata. Wyrwać się mamie, wsiąść do kolejki byle jakiej i pojechać do Sopotu. Stanąć w gigantycznej kolejce do kebaba na Monciaku, potem plaża. Oglądanie gości Grand Hotelu, najatrakcyjniejszych w czasie festiwalu piosenki, albo włóczenie się po Łazienkach Południowych. To był ten powiew, ciągnęło mnie tam. Wiem, że Sopot to także życie nocne, ale mnie wystarczały te dzienne atrakcje.

Wiele gwiazd wybiera Trójmiasto jako swój drugi dom. Planujesz powrót?

Nigdy nie planuję długofalowo, reaguję na bieżąco. Ale mam w sobie naturalną ciekawość świata, więc myślę, że mogę pojechać naprawdę wszędzie, tam żyć i być zadowolona. Dobrze czuję się w Azji, lubię też duże miasta europejskie, jak Londyn, Rzym. Ale być może są to tylko chwilowe fascynacje.

Czyli jednak Polska.

Tak, idea bycia obywatelem świata jest tylko ideą. A potem jestem w Gdańsku, Lech Wałęsa mówi coś ważnego i ja nagle się wzruszam tak, że nie mogę słowa wykrztusić, i wiem już, że zawsze będę tu wracać, bo to jest moje miejsce. Chociaż złoszczę się na siebie za ten sentymentalizm, ale chyba nie ma co walczyć, bo tam, w samym środku, coś tkwi, jakieś przywiązanie. Można też to nazwać patriotyzmem.

Kierujesz Fundacją Garnizon Sztuki. Rola prezesa pociąga cię bardziej niż bycie aktorką?

Bycie aktorem to jest to słynne czekanie na telefon – albo ktoś zadzwoni z propozycją, albo nie. Od dawna miałam chęć wzięcia życia w swoje ręce, robienia rzeczy, które sama wymyśliłam od początku do końca. Stąd pomysł na fundację, w której moglibyśmy realizować nasze projekty kulturalne. Szlachetną rozrywkę.

Dzisiaj rządzi kultura disco polo.

Rzeczywiście dużo bezguścia w tej naszej rozrywce. Widzowie chcą w teatrze oderwać się od szarej rzeczywistości i śmiechem odreagować codzienne problemy. Panuje więc przekonanie, że wszystko się sprzeda, byle było śmiesznie. A ja wierzę, że rozrywka nie musi być durna. Dlatego chcemy na śmiesznie opowiadać o poważnych rzeczach. Wierzę, że można to połączyć, śmiech, refleksję i wzruszenie. Jak u Gogola.

I jak oceniasz swoją działalność?

Nasza pierwsza produkcja „Pozytywni" pokazała, że kierunek jest słuszny, bo dzięki świetnemu tekstowi i wspaniałym aktorom widownia śmieje się właściwie od samego początku, a przecież opowiadamy o trudnym temacie, jakim jest tolerancja, o niełatwym zrozumieniu oraz akceptacji swojej i cudzej inności.

W kryminalnej komedii romantycznej „Polowanie na łosia" opowiemy o kryzysie dotykającym współczesnych młodych ludzi, którzy mają ogromną potrzebę wolności, a tę trudno pogodzić z potrzebą miłości i bycia w związku. To rodzi konflikty, spięcia i nieporozumienia. A to wszystko zanurzone w absurdalnym, ironicznym poczuciu humoru wybitnego autora, Michała Walczaka.

Chciałabyś poprowadzić własną scenę?

Pewnie! Mogłabym już nawet nie grać, bo to wyzwanie ciekawsze od grania. Mam potrzebę kreacji, czyli budowania, jakkolwiek to nie jest łatwa droga.

A film?

Produkcja filmowa to straszne pieniądze. I duże ryzyko biznesowe, prawdopodobieństwo zarobienia pieniędzy niewielkie. Jeśli już, to scena. Koncerty, spektakle, happeningi, ale film na pewno nie.

No, ale zostałaś literatką. Napisałaś książkę.

Ale skąd! To była tylko przygoda. Zawsze pociąga mnie próbowanie nowych rzeczy, kolekcjonowanie nowych doświadczeń. Dzwoni telefon: „Chcesz polecieć balonem?". A ja na to: „Hura!". „A może napisałaby pani książkę?" To mówię: „Spróbuję". Choćby po to, żeby się przekonać, że to nie dla mnie!

Rz: Tęsknisz za Gdańskiem?

Grażyna Wolszczak: Już nie, bo wyjechałam dawno, po maturze. Wtedy tęskniłam, każdy powrót, wjazd pociągiem do Gdańska, mijane stoczniowe żurawie, mijana opera i inne znajome miejsca powodowały szybsze bicie serca. No i ten widok morza...

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego