Lechia już nie jak autobus

Były zawodnik i dwukrotnie trener klubu z Gdańska mówi Piotrowi Żelaznemu o tym, czy doczeka się tytułu dla Lechii i komu gotuje się płyn rdzeniowo-mózgowy.

Publikacja: 13.03.2017 22:00

Bogusław Kaczmarek: Podoba mi się, że szefostwo klubu daje Piotrowi Nowakowi spokojnie pracować.

Bogusław Kaczmarek: Podoba mi się, że szefostwo klubu daje Piotrowi Nowakowi spokojnie pracować.

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Doczeka pan w tym sezonie w końcu tego wymarzonego, pierwszego w historii tytułu mistrzowskiego dla Lechii Gdańsk?

Bogusław Kaczmarek: Panie redaktorze, już od dawna powtarzam, że w tej zabawie zwanej naszą ekstraklasą powinien się liczyć tylko układ „L, L, L", a cała reszta to wyłącznie przystawki. Trzy razy „L" to oczywiście Lechia, Lech i Legia. Takie wybryki jak sensacyjny wicemistrz Polski z poprzedniego sezonu Piast Gliwice nie będą się zbyt często powtarzać. Piast awansował do pucharów tylko po to, by w pierwszej rundzie odpaść z Dolnym Karabachem, oczywiście z szacunkiem do wszelkich mniejszych zespołów... Wszystkie te kluby na „L" mają solidne podstawy do tego, by odnosić sukcesy. Piękne stadiony, przy czym ten Lechii uważam za prawdziwą bombonierkę – widziałem wiele obiektów w Europie i na świecie i uważam, że wśród stadionów o pojemności 35–50 tysięcy miejsc nie ma ładniejszego. Lechia, Legia i Lech mają znakomite bazy treningowe, dobrych piłkarzy, którzy otrzymują na czas dobre pensje. W dodatku każdy z tego tercetu mieści się w dużym, nowoczesnym mieście, bo o urokach Trójmiasta nie muszę chyba pana redaktora przekonywać, prawda?

Nie musi pan. Lechia jest liderem i stoi przed historyczną szansą. To klub z Gdańska jest taki silny czy drużyna Piotra Nowaka skorzystała na kryzysie Lecha w pierwszej części sezonu i zamieszaniu w Legii?

Lechia ma olbrzymi potencjał piłkarski, rozwiązań techniczno-taktycznych w tym zespole jest całe mnóstwo. Nie można więc pozycji Lechii sprowadzać tylko do tego, co się działo u głównych konkurentów. Nie można jednak też ukrywać, że zamieszanie w Legii, które teraz ciągnie się w postaci konfliktu właścicieli, było wodą na młyn dla klubu z Gdańska. W powiedzeniu o tym, że niezgoda rujnuje, jest jednak mnóstwo prawdy.

Decydujące było uspokojenie polityki personalnej w Lechii?

Do niedawna Lechia to był biało-zielony autobus. Jedni wchodzili do niego, a w tym samym czasie drudzy wychodzili. Przez klub przewinęło się mnóstwo piłkarzy, ale zmiany były także na stanowiskach kierowniczych: wiceprezesów, dyrektorów itd. Nie było jednej, spójnej polityki prowadzenia tego klubu. Od jakiegoś czasu zmieniono model zarządzania. Jednoosobowo odpowiedzialność za wszelkie decyzje wziął prezes Adam Mandziara i to się sprawdza. Postawił przede wszystkim na jednego trenera i dał mu czas. Bo żeby w futbolu cokolwiek osiągnąć, potrzebny jest czas i wizja. A u nas w lidze trenerów zmienia się częściej niż rękawiczki. Proszę zresztą spojrzeć na to, co się dzieje w Legii. Tam też najczęściej wymienia się szkoleniowców. Przyszedł Stanisław Czerczesow, osiągnął sukces, ale już pół roku po podpisaniu umowy musiał odejść. Same doraźne rozwiązania. Legia ma już naprawdę budżet na średnim poziomie europejskim. Co jednak z tego, skoro wciąż wymienia trenerów i żaden z nich nie ma szans dokończyć tego, co rozpoczął. Dlatego podoba mi się, że w Gdańsku szefostwo daje spokojnie pracować Nowakowi.

Po spotkaniu z Lechem, które skończyło się gigantyczną awanturą i trzema czerwonymi kartkami dla zawodników z Gdańska, dużo się zaczęło mówić o tym, że piłkarze Nowaka tym zachowaniem pokazali, iż nie dorośli psychicznie do walki o tytuł.

Trudno mi jest być sędzią w tej sprawie. Zdecydowanie równowaga psychiczna została w tym meczu zachwiana. Piłkarze powinni trzymać ciśnienie. A osobami odpowiedzialnymi za to, by do podobnych scen nie dochodziło, są oczywiście ludzie z ławki, sztab szkoleniowy. To oni muszą zadbać o to, by piłkarzy bezboleśnie przeprowadzić przez takie mecze o podwyższonym ciśnieniu. Największą krzywdę zrobił sobie oczywiście Sławek Peszko. Facet wypadł na trzy mecze, tymczasem za chwilę czeka reprezentację mecz z Czarnogórą. Już wiadomo, że Adam Nawałka oddał Bartosza Kapustkę do reprezentacji młodzieżowej, więc przed Sławkiem otworzyła się perspektywa chociaż wejścia na mocną zmianę w tym meczu z Czarnogórą. A teraz nie wiem, jak Nawałka zareaguje na to, że Sławek straci dwa mecze przed eliminacyjnym spotkaniem. Nie będzie w rytmie meczowym. Poza tym, że sam sobie zrobił krzywdę, to skrzywdził także zespół. W kolejnych meczach Lechia będzie osłabiona brakiem jego i Grzegorza Kuświka. Sławka na pewno zabraknie w spotkaniu u siebie z Legią Warszawa. A przecież Peszko to doświadczony zawodnik, grał za granicą, jest reprezentantem. To wszystko jest niezrozumiałe. Ale liczę na to, iż Piotr Nowak doprowadzi do wyciszenia zawodników, do polaryzacji układów psychicznych.

Pan mówi, że najbardziej zaszkodził sobie Peszko, ale w takim razie co powiedzieć o bramkarzu Vanji Milinkoviciu-Saviciu? Ten to dopiero ma statystyki w rundzie wiosennej. Zero meczów rozegranych, dwie żółte kartki i jedna czerwona. To wydarzenie chyba bez precedensu.

Co ja mam powiedzieć, faktycznie on wygląda tak, jakby cały czas był w stanie wojennym. Wielokrotnie pracowałem w swojej karierze z piłkarzami z Bałkanów i wielu z nich to byli wspaniali ludzie, zadaniowcy. Ivica Krizanac, którego wyciągnąłem z rezerw Sparty Praga do Grodziska Wielkopolskiego, był później kapitanem Zenita St. Petersburg i był bez reszty oddany drużynie. Gdy Vanja pojawił się w Gdańsku, wiele krążyło teorii, dlaczego Manchester United z niego zrezygnował. Być może prawda jednak była taka, iż ktoś dostrzegł, że głowa nie nadąża. U niego płyn mózgowo-rdzeniowy jest wciąż w stanie wrzenia. Potrzebna jest chłodnica, bo chłopak ma olbrzymi talent. Nie wiem, z czego to wynika. Być może z tego, że jesienią był pierwszym bramkarzem, ogłoszono jego transfer do włoskiego Torino, poczuł się gwiazdą, tymczasem przyszedł zimą Dusan Kuciak i posadził go na ławce.

Nowak jest gwarancją, że zawodnicy przed kolejnymi ważnymi meczami jednak się uspokoją?

Myślę, że tak. Jeśli Piotrek przemotywował zawodników, to jestem pewien, że wyciągnie z tej lekcji wnioski. Gdy na boisku trwała bitwa, on jeden akurat zachował stoicki spokój. Na trybuny został odesłany szkoleniowiec Lecha Nenad Bjelica, a nie Piotrek. Ale oczywiście przed meczem z Lechem nastroje były zdecydowanie zbytnio podsycone. Piłkarze wyszli na to spotkania jakby faktycznie zwycięstwo z Lechem miało gwarantować im tytuł. A przecież w tej naszej dziwnej lidze, w której za chwilę punkty będą dzielone, zostaną stworzone jakieś dziwne grupy, jeden mecz nie ma wielkiego znaczenia. Szczególnie że Lechia mogła pozwolić sobie na porażkę z Lechem i wciąż pozostać na pierwszym miejscu w tabeli. Zresztą z tym podziałem punktów to naprawdę jest przedziwne. Widzi pan, ja jestem z wykształcenia biologiem. I dzięki studiom wiem, że jedynymi organizmami, które rozmnażają się przez podział, są jednokomórkowce, takie jak pantofelek. Okazuje się teraz, że nie tylko poczciwy pantofelek, ale także nasza liga. Bardzo to ciekawe, ale jednak też mocno niepoważne.

Kiedy w końcu w Gdańsku zapanuje moda na Lechię? Bo wciąż największym problemem tego klubu jest tragiczna frekwencja.

Tego właśnie kompletnie nie rozumiem. Może tych uroków Trójmiasta, o których już wspominałem, jest jednak zbyt dużo? Może to miasto oferuje takie mnóstwo rozrywek, że ludzie wybierają inne, a nie mecze lidera na pięknym stadionie? Szkoda, że w klubie nie grają piłkarze, którzy z nim się utożsamiają, wychowankowie, ludzie stąd. Myślę, że to mogłoby znacząco wpłynąć na frekwencję. Nie mówię nawet o takich statystykach, jakie są na Zachodzie. Ale przykładu nie trzeba szukać daleko, wystarczy spojrzeć na Warszawę. Stadion przy Łazienkowskiej stał się w stolicy modny, a jak 20 tysięcy ludzi śpiewa przed pierwszym gwizdkiem „Sen o Warszawie", to ciarki przechodzą po plecach. Bardzo czekam na to, aż w końcu w Gdańsku będzie podobnie.

Rz: Doczeka pan w tym sezonie w końcu tego wymarzonego, pierwszego w historii tytułu mistrzowskiego dla Lechii Gdańsk?

Bogusław Kaczmarek: Panie redaktorze, już od dawna powtarzam, że w tej zabawie zwanej naszą ekstraklasą powinien się liczyć tylko układ „L, L, L", a cała reszta to wyłącznie przystawki. Trzy razy „L" to oczywiście Lechia, Lech i Legia. Takie wybryki jak sensacyjny wicemistrz Polski z poprzedniego sezonu Piast Gliwice nie będą się zbyt często powtarzać. Piast awansował do pucharów tylko po to, by w pierwszej rundzie odpaść z Dolnym Karabachem, oczywiście z szacunkiem do wszelkich mniejszych zespołów... Wszystkie te kluby na „L" mają solidne podstawy do tego, by odnosić sukcesy. Piękne stadiony, przy czym ten Lechii uważam za prawdziwą bombonierkę – widziałem wiele obiektów w Europie i na świecie i uważam, że wśród stadionów o pojemności 35–50 tysięcy miejsc nie ma ładniejszego. Lechia, Legia i Lech mają znakomite bazy treningowe, dobrych piłkarzy, którzy otrzymują na czas dobre pensje. W dodatku każdy z tego tercetu mieści się w dużym, nowoczesnym mieście, bo o urokach Trójmiasta nie muszę chyba pana redaktora przekonywać, prawda?

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego