Nie jeżdżę dla pieniędzy

Najlepsza polska kolarka szosowa Katarzyna Niewiadoma o ostatnim zwycięstwie w Luksemburgu, o pieniądzach w kobiecym kolarstwie i o wspólnych sportowych korzeniach z Rafałem Majką.

Publikacja: 15.05.2016 23:00

Fot. Tim de Waele

Fot. Tim de Waele

Foto: DPPI

Rz: Na zakończenie pierwszej części sezonu wygrała pani w Luksemburgu wyścig Festival Elsy Jacobs. Odnosiła już pani zwycięstwa, zajęła piąte miejsce w kobiecym odpowiedniku Giro d'Italia – Giro Rosa. Jak wysoko pani stawia we własnej hierarchii ten ostatni sukces?

Katarzyna Niewiadoma: Wyścig był mocno obsadzony. Wzięły w nim udział niemal wszystkie najważniejsze zawodniczki z zawodowego peletonu. Nie miałam także łatwej sytuacji w mojej grupie Rabobank-Liv. W Luksemburgu pojechały ze mną trzykrotna mistrzyni świata i zwyciężczyni Giro d'Italia Holenderka Marianne Vos i jej rodaczka Anna van der Breggen, która wygrała dwie poprzednie edycje Elsy Jacobs. Każda z nas mogła wygrać w zależności od tego, jak ułoży się sytuacja w wyścigu. Role nie były z góry ustalone. Wszystko zależało od tego, która z nas będzie najsilniejsza. Jest coś wyjątkowego w tym, że to moje nazwisko ukazało się na pierwszym miejscu w końcowej klasyfikacji. Cieszy mnie nie tylko zwycięstwo, ale i to, kogo pokonałam. Nie mogłam lepiej zakończyć tej fazy sezonu, w której skupiłam się głównie na klasykach. Czuję się po tym sukcesie ogromnie zmotywowana. Droga do Rio będzie dla mnie łatwiejsza.

Bardziej ceni pani to zwycięstwo niż piąte miejsce na Giro Rosa?

To są tak różne wyścigi, że nie potrafię ich porównać i powiedzieć, który jest dla mnie ważniejszy. Zwycięstwo pozostaje zawsze zwycięstwem. Przyjemnie jest podnieść ręce w górę, przekraczając linię mety, i stawać na najwyższym podium. Piąte miejsce w Giro w ubiegłym roku oczywiście też było znaczące, był to mój drugi start w życiu w tym wyścigu i wtedy nie spodziewałam się tak wysokiej lokaty.

Nie odnosi pani takiego wrażenia, że Festival Elsy Jacobs nie ma męskiego odpowiednika i być może dlatego jest mniej poważany?

Nasze wyścigi nie są transmitowane w telewizji. To duży problem naszej dyscypliny. Czasami pokazywane są w krajach, w których się odbywają – tak jak w Luksemburgu – i to wszystko. To przykra dla nas sytuacja.

W tym czasie, w którym pani wygrywała Elsy Jacobs, w Anglii odbywał się Tour de Yorkshire. Pierwszy raz w historii kolarstwa doszło do sytuacji, że organizatorzy zrównali premie dla zwycięzcy i zwyciężczyni tego wyścigu. Nagroda wynosiła 15 tys. funtów. Nie lepiej było pojechać i zarobić w Anglii?

Startując, nie patrzymy na to, jakie są nagrody, ale jak prestiżowy jest wyścig, jak wygląda, jakie ma tradycje, co nam daje sportowo. Wolę się pościgać przez trzy dni za mniejsze pieniądze, ale pojechać świetny wyścig i wiedzieć, że coś z tego wyniknie dla mojego sportowego rozwoju, niż rywalizować przez jeden dzień w Anglii i dostać za to wyższą premię. Wybrałyśmy ten sport, poświęciłyśmy się dla niego z myślą, że nie zarabiamy wielkich pieniędzy. Ale najważniejsze, że robimy to, co kochamy.

Jak to się stało, że w Anglii doszło do częściowego zrównania płac kobiet i mężczyzn w peletonie?

Tam od kilku lat organizowany jest także kobiecy Aviva Tour, w którym stawki są dużo wyższe niż w innych wyścigach. Na Wyspach mają świetne zawodniczki, chociażby aktualną mistrzynię świata Elizabeth Armistead. To ona wygrała Tour de Yorkshire, ona zabiegała wcześniej o równość przy podziale nagród za zwycięstwo w tym wyścigu. Wielokrotnie powtarzała, że kobiety uprawiające kolarstwo powinny być docenione za swój wysiłek.

Czy kiedyś, tak jak w tenisie, płace kobiet i mężczyzn w kolarstwie się wyrównają? Dziś za wygrany etap w Giro zwyciężczyni dostaje kilkaset euro, a zwycięzca kilka tysięcy.

Wszystko zależy od organizatorów. Jedni chcą pomóc, innym jest wygodnie, że mają sponsorów i nie muszą nikogo szukać. UCI do dziś nie wyznaczyło minimalnej premii, jaką powinni wypłacać organizatorzy kobiecych zawodów.

W lipcu odbędzie się Tour de Pologne kobiet. Tak jak u panów zwyciężczyni dostanie samochód. Czyli w Polsce równość płci na szosie obowiązuje.

Czesław Lang bardzo się postarał. Rzadko się zdarza w peletonie, by kobiety zostały tak docenione. Doceniam też trasę wyścigu, etapy są selektywne, prowadzą po pięknych terenach i – co dla mnie ważne – w moich rodzinnych okolicach, na drogach Podhala, gdzie tak często trenuję. Ale zostawiając na boku ten wątek osobisty, to widzę ogromne zaangażowanie dyrektora Tour de Pologne w kolarstwo kobiet. On dąży do tego, żeby wyścig był jeszcze dłuższy, jeszcze lepszy, pojawiał się w innych częściach Polski, był znany na całym świecie. Myślę, że jak już zaczęliśmy budować ten wyścig, to już nie skończymy.

Zanim pani pojedzie w Tour de Pologne, wystartuje w Giro Rosa. Z jakim nastawieniem?

Mam w sobie coś takiego, że stojąc na starcie wyścigu, w którym już kiedyś brałam udział, chcę, by poszło mi lepiej niż w ubiegłym roku. Do tej pory udawało mi się poprawiać wyniki. Nie ukrywam, że podium dałoby mi satysfakcję. Ale to bardzo ciężki wyścig, liczący dziesięć etapów, i trudno cokolwiek przewidzieć. Nie chciałabym się zawieść, bo potem czekają mnie igrzyska, jak dla każdego sportowca najważniejsza impreza w sezonie, wolę więc podejść do czekających mnie wyzwań ze spokojną głową.

Jak pani ocenia szansę na dobry wynik w Rio de Janeiro?

Pasuje mi trasa. Jesienią byłam tam na rekonesansie i bardzo mi się podobała. Jest ciężka, z kilkoma podjazdami. Nie wiem jednak, jak rywalki będą się tam czuły. Może też tak dobrze jak ja? Nie chcę też robić szumu wokół siebie, rzucać słów na wiatr, obietnic bez pokrycia. Teraz mam czas roztrenowania, odpoczynku, potem znów wracam do ciężkiej pracy i to wynik w Rio pokaże, jak się przygotowałam.

WLKS Krakus Swoszowice Czaja, w którym pani zaczęła treningi kolarskie, wychował co najmniej dwoje kandydatów do medali, panią i Rafała Majkę. Jak to możliwe, że taki mały klub wykonuje tak owocną pracę? W grupach zawodowych jeżdżą jeszcze Tomasz Marczyński i Karol Domagalski.

Ogromną wiedzę ma nasz trener Zbigniew Klęk. Potrafi znaleźć talent, a potem umiejętnie poprowadzić zawodnika aż do wieku zawodowca. To wielka sztuka, bo nie wolno wyeksploatować organizmu, wszystko musi się odbywać powoli. Inne kluby mają zdolnych juniorów, którzy jednak później szybko się wypalają. My cały czas się rozwijamy, mamy rezerwę, która pozwoliła nam zaistnieć dopiero w zawodowym peletonie. Myślę, że pomaga nam też górskie otoczenie. Tu, gdzie mieszkamy, ja w okolicach Limanowej, Rafał Majka koło Myślenic, nie ma płaskiego, tylko góra i dół. Od dziecka jeździliśmy w takich warunkach. Organizm przyzwyczaił się do tego specyficznego wysiłku.

Zdążyła pani jeszcze trenować z Rafałem Majką?

Czasami. Był już we Włoszech, kiedy ja zaczęłam zajęcia w Krakusie. Często przyjeżdżał na zgrupowania, treningi klubowe. Nigdy nie zapomniał o swoim klubie. Miałam z Rafałem styczność od najmłodszych lat.

Z Krakusa, nieznanego szerzej nawet w Polsce, przeniosła się pani do najlepszej grupy zawodowej kobiet Rabobank Liv. Jak do tego doszło?

W 2013 roku po mistrzostwach Europy i jakimś wyścigu w Czechach zgłosił się do mnie holenderski menedżer. Powiedział, że mam niezłe wyniki, i zapytał, czy nie przyjechałabym na staż do Holandii. Pojechałam. Wystartowałam w wyścigach etapowych. Poszło nieźle i zostałam w Rabobank na stałe. W zawodowym peletonie wygrywają na ogół zawodniczki naszej grupy albo Boels, w której jeździ Katarzyna Pawłowska. Jest też kilka innych grup, ale te liczą się najbardziej. Do dziś nie wiem, jak to się stało, i nie potrafię uwierzyć w szczęście, jakie miałam, że się tu dostałam i znalazłam w otoczeniu najlepszych zawodniczek na świecie.

Katarzyna Niewiadoma (ur. w 1994 r. w Limanowej), zawodniczka holenderskiej grupy Rabobank Liv, wychowanka Krakus Swoszowice Czaja. Sklasyfikowana na szóstym miejscu w rankingu UCI z 9 maja. Brązowa medalistka mistrzostw świata w jeździe drużynowej na czas w Richmond, mistrzyni Europy do lat 23. W kwietniu wygrała etap i klasyfikację generalną wyścigu Festival Elsy Jacobs w Luksemburgu. W 2015 r. zajęła piąte miejsce w Giro Rosa, kobiecym odpowiedniku Giro d'Italia.

Rz: Na zakończenie pierwszej części sezonu wygrała pani w Luksemburgu wyścig Festival Elsy Jacobs. Odnosiła już pani zwycięstwa, zajęła piąte miejsce w kobiecym odpowiedniku Giro d'Italia – Giro Rosa. Jak wysoko pani stawia we własnej hierarchii ten ostatni sukces?

Katarzyna Niewiadoma: Wyścig był mocno obsadzony. Wzięły w nim udział niemal wszystkie najważniejsze zawodniczki z zawodowego peletonu. Nie miałam także łatwej sytuacji w mojej grupie Rabobank-Liv. W Luksemburgu pojechały ze mną trzykrotna mistrzyni świata i zwyciężczyni Giro d'Italia Holenderka Marianne Vos i jej rodaczka Anna van der Breggen, która wygrała dwie poprzednie edycje Elsy Jacobs. Każda z nas mogła wygrać w zależności od tego, jak ułoży się sytuacja w wyścigu. Role nie były z góry ustalone. Wszystko zależało od tego, która z nas będzie najsilniejsza. Jest coś wyjątkowego w tym, że to moje nazwisko ukazało się na pierwszym miejscu w końcowej klasyfikacji. Cieszy mnie nie tylko zwycięstwo, ale i to, kogo pokonałam. Nie mogłam lepiej zakończyć tej fazy sezonu, w której skupiłam się głównie na klasykach. Czuję się po tym sukcesie ogromnie zmotywowana. Droga do Rio będzie dla mnie łatwiejsza.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego