Zmiany w pakiecie umożliwiającym chorym na nowotwory korzystanie ze świadczeń zdrowotnych bez kolejek i limitów resort zdrowia zapowiadał na początku roku. Chodzi o zmniejszenie biurokracji i absurdów związanych z prowadzeniem tzw. zielonej karty (karty DiLO – Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego), która stanowi przepustkę do bezlimitowego leczenia i ma być gwarantem szybkiej diagnozy.
O projekcie zmian w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych urzędnicy rozmawiali z ekspertami.
Resort przychylił się do uwag onkologów, zgłaszanych już w momencie wejścia pakietu w styczniu 2015 r., i prawo do wystawiania karty DiLO dał także specjalistom. To oszczędzi pacjentom, u których nowotwór zdiagnozowano w poradni specjalistycznej lub w szpitalu, wędrówek do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). Lekarzy rodzinnych nie będą już obowiązywać wskaźniki rozpoznawania nowotworów, które wielu z nich zniechęcały do zakładania pacjentom kart DiLO.
Karta straci też na objętości. Zmiany w ustawie zmniejszą ją o dwie strony i pozbawią miejsc na niepotrzebne opisy, zabierające tylko czas, który lekarz mógłby przeznaczyć dla pacjenta.
– Obliczyliśmy, że wypełnienie karty DiLO zajmuje nam pół godziny. To bezsensowna strata czasu, zwłaszcza że nie zalicza się ona do dokumentacji medycznej – mówi prof. Wiesław Wiktor Jędrzejczak z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, wieloletni konsultant krajowy w dziedzinie hematologii. I dodaje, że w jego klinice prawie w ogóle nie korzysta się z pakietu, bo chorzy hematologicznie wymagają szybszej diagnostyki niż ta wymagana przez pakiet (dziewięć tygodni).