Rz: Minister zdrowia twierdzi, że likwiduje nierówności wprowadzone przez poprzedników, pozwalając na udzielanie odpłatnych świadczeń zdrowotnych nie tylko spółkom, ale i SPZOZ.
Jakub Szulc: Nie jest tajemnicą, że gdy w 2011 r. rząd wprowadzał ustawę o działalności leczniczej, zezwolił spółkom na udzielanie odpłatnych świadczeń, a utrzymał zakaz dla SPZOZ (samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej). Miało to zachęcić podmioty do przekształcania się w spółki. PO stała na stanowisku, że są one zarządzane efektywniej niż SPZOZ. W SPZOZ trudniej dopracować się ładu korporacyjnego, który w spółkach wynika wprost z kodeksu spółek handlowych. Podobnie rzecz ma się np. z odpowiedzialnością majątkową zarządu.
Ale na ponad 800 szpitali w spółki przekształciło się niespełna 200, a sprywatyzowało 35, i to w ciągu ostatnich kilkunastu lat.
Skoro zachęta nie do końca zadziałała, to może wyrównanie szans jest słuszne?
Gdyby dotyczyło obecnej rzeczywistości, w której placówki podpisują z Narodowym Funduszem Zdrowia (NFZ) kontrakty rozliczane na bazie efektywnościowej w ramach jednorodnych grup pacjentów (JGP), tzn. sprawozdając wykonaną procedurę i dopiero wtedy odbierając refundację – takie rozwiązanie byłoby jak najbardziej wskazane. Będzie rzeczywiście wyrównanie szans z placówkami przekształconymi w spółki. Tym bardziej że rząd nie życzy sobie takich przekształceń i mocno je utrudnia – od 10 czerwca 2016 r., na mocy nowelizacji ustawy o działalności leczniczej, zniknęła możliwość przekształcenia w spółkę z przepisu sanacyjnego. Szpital z ujemnym wynikiem finansowym ma dziś tylko dwa wyjścia – spłata zadłużenia albo likwidacja.