Niedawno minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział walkę z wywozem leków poprzez podniesienie kar do dziesięciu lat więzienia. Farmaceuci przyklaskują pomysłowi, ale uważają, że to za mało, by wygrać z procederem. Najważniejsze wzmocnienie kontroli sprawowanej przez inspektorów farmaceutycznych. A tych jest w Polsce około 130, z czego wielu zbliża się do wieku emerytalnego.
W niektórych województwach za kontrolę kilkudziesięciu tysięcy aptek, punktów aptecznych i hurtowni farmaceutycznych odpowiadają pojedyncze osoby. W Lubuskiem obsadzone są zaledwie trzy etaty inspektorskie razem z wojewódzkim inspektorem farmaceutycznym (WIF, szef inspektorów w województwie), który także jeździ na kontrole. Zachodniopomorskie i Świętokrzyskie zatrudniają po czterech inspektorów, a Warmińsko-Mazurskie, Podlaskie i Opolskie – po pięciu. Po dziesięciu pracuje w Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku, po 11 w województwach łódzkim, podkarpackim i małopolskim.
Nawet jednak 14 inspektorów na Mazowszu i 15 na Śląsku nie wystarczy, by skontrolować choć promil podmiotów uprawnionych do obrotu lekami. Te wydawane bez recepty mogą bowiem sprzedawać nie tylko apteki i punkty apteczne, których liczbę szacuje się na 15 tys., ale też stacje benzynowe i ogólnodostępne sklepy, a tych w Polsce zarejestrowanych jest ponad 360 tys.
Niedostatek inspektorów rzecznik Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego (GIF) Paweł Trzciński tłumaczy zarobkami nieadekwatnymi do kwalifikacji potrzebnych do pracy na tym stanowisku. Żeby zostać inspektorem farmaceutycznym, trzeba być magistrem farmacji z uprawnieniami kierownika apteki, a więc mieć pięcioletni staż w aptece lub trzyletni staż i specjalizację. Zarobki inspektora nie przekraczają 4 tys. zł brutto i kształtują się od 2,9 tys. zł w jednym z południowych województw do 4,9 tys. zł na Mazowszu. To mniej niż połowa sumy, którą dostaje kierownik apteki.
– To powoduje, że mamy ogromny problem ze znalezieniem inspektorów. Owszem, zgłaszają się osoby, które spełniają wszystkie kryteria, ale wątpliwości budzą ich motywacje. Jeśli bowiem dyrektor hurtowni, który zarabiał 20 tys. zł miesięcznie, nagle woli ok. 3 tys. zł, robimy się czujni. Okazywało się bowiem, że hurtownia, której szefował taki kandydat, zamieszana była w wywóz leków – opowiada Paweł Trzciński.