Reklama

W karetce nie musi boleć, ale trzeba zmienić prawo

Bez ustawowego nakazu monitorowania bólu, chorzy po urazach nadal będą cierpieć w karetkach. Lekarze i pacjenci chcą zmian w przepisach.

Aktualizacja: 26.02.2018 13:14 Publikacja: 25.02.2018 15:44

W karetce nie musi boleć, ale trzeba zmienić prawo

Foto: Adobe Stock

Zespoły pogotowia powinny mierzyć stopień nasilenia bólu pacjenta jeszcze na miejscu zdarzenia i zapisywać go na specjalnej karcie, a jeśli sytuacja tego wymaga, podać mocne środki znieczulające – uważają lekarze medycyny ratunkowej i pacjenci z koalicji Wygrajmy z Bólem. Ich apel to reakcja na wyniki badań blisko 30 tys. kart wyjazdowych zespołów ratownictwa medycznego z województwa pomorskiego z lat 2016–2017, które dotyczyły wezwań do urazów. Dane są zatrważające.

Nieludzkie traktowanie

Tylko co piąty pacjent zabierany przez pogotowie i co czwarty po urazie wielonarządowym dostaje środki przeciwbólowe. Nie lepiej jest u dzieci. Na uśmierzenie bólu szansę ma tylko 20 proc. z nich. – Dramat, plasuje nas to na równi z trzecim światem – uważa prof. Andrzej Basiński, anestezjolog i lekarz medycyny ratunkowej, szef jedynego w Polsce Klinicznego Oddziału Ratunkowego działającego w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Jak mówi, wycie z bólu to nie literacka przenośnia. Zdarza się i dziś.

Na pomysł badań wpadł przed dwoma laty, kiedy nowelizacje prawa rozszerzyły uprawnienia ratowników medycznych. Z jednej strony zwiększono im liczbę podstawowych zespołów pogotowia „P", składających się wyłącznie z ratowników, kosztem zespołów specjalistycznych z lekarzem „S". Z drugiej – liczbę środków przeciwbólowych, które może podać ratownik, rozszerzono o mocne środki, takie jak fentanyl czy metamizol. Wcześniej ratownicy mogli podać cierpiącym tylko trzy środki: ketoprofen, kwas acetylosalicylowy oraz morfinę. Prof. Basiński chciał sprawdzić, jak z ordynowaniem leków, które nie zawsze chcą podawać lekarze, radzą sobie ratownicy, szkoleni do ustabilizowania pacjenta na miejscu zdarzenia.

Okazało się jednak, że lekarze z zespołów „S" uśmierzają ból pacjentów po urazach tylko o kilka procent częściej niż ratownicy z zespołów podstawowych. Z badania 8691 kart wyjazdowych, którego wyniki opublikowano w kwietniu 2017 r. w czasopiśmie naukowym „Ból", wynika, że tylko 16,1 proc. wszystkich pacjentów mogło liczyć na uśmierzenie bólu w karetce. Niewiele lepiej było w przypadku pacjentów po urazach mnogich (np. złamaniach kilku kości) – znieczulenie dostawało 26,6 proc. z nich, czyli co piąty. Dramatyczna sytuacja dotyczy dzieci po urazach: w karetce pogotowia znieczulenie dostało tylko 20 proc. z nich.

O ile w zestawieniu zbiorczym lekarze z zespołów specjalistycznych nie wypadają o wiele lepiej od ratowników – zespoły „S" uśmierzały ból w 17,1 proc. przypadków, a zespoły „P" – w 14,6 proc., medycy mieli więcej litości dla ofiar urazów mnogich – np. takich jak złamanie kilku kości w wyniku wypadku samochodowego. Znieczulenie podawali dwukrotnie częściej (42,6 proc., gdy ratownicy w 19,7 proc.). Z czego to wynika? Zdaniem prof. Basińskiego lekarzy często zawodzi rutyna, a ratowników – brak umiejętności. Ktoś, kto wcześniej nie podawał mocnych leków przeciwbólowych, może zwyczajnie bać się je przedawkować. Stąd – jak wynika z badania – środkiem najczęściej podawanym cierpiącym było 100 mg ketoprofenu – dawka, która pomaga przy bólu ucha, ale w przypadku złamania kilku kości jest nieskuteczna.

Reklama
Reklama

Bolesna jazda

Cierpienie pacjentów karetek potrafi trwać nawet kilkadziesiąt minut. O ile w dużych miastach czas dojazdu do szpitala liczony jest w minutach (w Gdańsku średnio to 6 min), o tyle z innych części województwa karetka z chorym potrafi jechać nawet kilkadziesiąt minut. Przez ten czas adrenalina, która znieczula poszkodowanego bezpośrednio po urazie, przestaje działać, a ból potrafi być potworny.

– Chcemy, by lekarz czy ratownik na miejscu zdarzenia musieli zapytać pacjenta o natężenie bólu w 10-stopniowej numerycznej skali bólu, a potem nanieść tę wartość na specjalną kartę. Pytanie powinno się zadać jeszcze raz po podaniu środka przeciwbólowego. Z moich badań wynika, że obniżenie bólu tylko o jedną jednostkę poprawia jakość życia pacjentów o 15 proc. To dużo – mówi prof. Basiński.

O tym, że wprowadzona rozporządzeniem karta leczenia bólu jest wciąż potrzebna, przekonał się ostatnio, kiedy przeanalizował kolejne 11 tys. kart wyjazdowych z karetek. Dane były zbieżne z opublikowanymi przed rokiem.

Opinia dla „Rzeczpospolitej"

Szymon Chrostowskim, założyciel koalicji Wygrajmy z Bólem

Lekarze od lat wmawiają pacjentom, że „musi boleć". A pacjenci w to wierzą i skazują się na cierpienia, nie mówiąc już o powikłaniach nieleczenia bólu. Mam na myśli powikłania zarówno fizyczne, jak i społeczne. A te są poważne. Zaliczamy do nich nie tylko absencję chorobową, ale też niemożność normalnego funkcjonowania czy podjęcia pracy, które potrafią prowadzić do depresji i samobójstwa. Mamy nadzieję, że wprowadzenie odpowiednich przepisów doprowadzi do tego, że los pacjentów karetek się poprawi. Nasze nadzieje wiążemy z tym, że pacjenci znaleźli sojusznika w wiceministrze zdrowia Marku Tombarkiewiczu, który kilka miesięcy temu poparł nasze starania o wprowadzenie rozporządzeniem karty monitorowania bólu w szpitalach.

Prawo karne
Prokurator krajowy o śledztwach ws. Ziobry, Romanowskiego i dywersji
Konsumenci
Nowy wyrok TSUE ws. frankowiczów. „Powinien mieć znaczenie dla tysięcy spraw”
Nieruchomości
To już pewne: dziedziczenia nieruchomości z prostszymi formalnościami
Praca, Emerytury i renty
O tym zasiłku mało kto wie. Wypłaca go MOPS niezależnie od dochodu
Nieruchomości
Co ze słupami na prywatnych działkach po wyroku TK? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama