Bezpieczeństwo na wodzie: Czasami trzeba się tylko unosić

Doświadczony ratownik i żeglarz tłumaczy, jak nad wodą dbać o bezpieczeństwo swoje i innych, nawet w sytuacji, gdy potrafimy doskonale pływać, a także o tym, czego nie wolno robić w żadnym wypadku – opowiada Małgorzacie Kaferskiej-Łysek.

Publikacja: 21.07.2018 00:01

Bezpieczeństwo na wodzie: Czasami trzeba się tylko unosić

Foto: archiwum prywatne autora

Rz: W Polsce topi się dwa razy więcej osób niż w Unii Europejskiej. Skąd taka ogromna różnica?

Marcin Siwek: Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), badającego liczbę utonięć na 100 tys. mieszkańców, Polska zajmuje 74. miejsce na 172 badane kraje. Analiza tych wyników wskazuje, że najmniej ludzi tonie w krajach najbogatszych, a najwięcej – w biednych. Powodem masowości utonięć w Polsce jest powszechna nieumiejętność pływania. W populacji dorosłych Polaków jest ona przerażająco wysoka. Wśród młodzieży jest lepiej, ale i tak bardzo źle.

A przecież szkolne programy przewidują naukę pływania.

Programy realizowane są na papierze. Z punktu widzenia urzędniczej oceny może i wzorowo, ale o praktycznych umiejętnościach pływania i właściwego zachowania się w wodzie świadczą statystyki – 500–700 utonięć rocznie. Choć większość Polaków uczyła się pływać, to jednocześnie większość nie potrafi trwale unosić się na wodzie. Jedynym rozwiązaniem tego brzemiennego w skutki problemu jest dostrzeżenie go przez administrację państwową. Zbudowanie w każdej gminie strzelnicy i nauczenie Polaków strzelania nie sprawi, że przestaną masowo tonąć.

A co sprawi?

W polskich szkołach powinny być realizowane ustandaryzowane kursy pływania. Konieczne jest wytworzenie mody na umiejętność pływania. Konieczne jest też ciągłe uświadamianie nieumiejącym pływać ich niepełnosprawności w wodzie, dostrzeżenie tego i zdefiniowanie jako śmiertelnego zagrożenia.

Zabrzmiało dość złowrogo. Tymczasem mamy wakacje, ludzie wypoczywają nad wodą, chcą się kąpać i chcą czuć się bezpieczni.

Jeśli wypoczywamy na strzeżonym kąpielisku i została wywieszona biała flaga, a my umiemy pływać i nie jesteśmy pod wpływem alkoholu, to jesteśmy bezpieczni. Trzeba naprawdę bardzo niefortunnego zbiegu okoliczności, żeby się to źle skończyło. Podam przykład z maratonu pływackiego na jeziorze Malta w Poznaniu. Jeden z uczestników, płynąc w dużej grupie innych osób, dostał zawału serca. Ratownicy tylko po zmianie rytmu w ruchach pływaka dostrzegli zagrożenie. Ewakuowali go i udzielili mu natychmiastowej pomocy. W związku z tym nawet jeśli w grę wchodzi groźna sytuacja, to na terenie kąpieliska, pod okiem ratowników, nic złego nie powinno się stać.

Ale czasami ludzie topią się na strzeżonych kąpieliskach.

Zdarza się, że ratownicy mają małe szanse, by zdążyć z pomocą, w grę może wchodzić też błąd ludzki. Ktoś się zamyśli, zapatrzy albo straci czujność w sytuacji, którą my nazywamy „zabawa i dramat". Bo ile razy można skakać do wody, robić fikołki, nurkować i sprawdzać, jak długo się wytrzyma? W którym momencie zabawa się kończy, a zaczyna się dramat? Dobry ratownik ma dar obserwacji, potrafi to wyczuć, odróżnić. Początkujący ratownicy wielokrotnie interweniują w sytuacjach, które są po prostu ciągiem zabawy. Z czasem mogą stracić wrażliwość i nie dostrzec niebezpieczeństwa. Bawiący się w wodzie powinni o tym wiedzieć i też zwracać uwagę na osoby wokół siebie, czy nie dzieje się nic niepokojącego.

Czytaj też: jak pomóc tonącemu i samemu nie pójść na dno

 

Wiele osób wchodzi do wody nie z zamiarem pływania, ale właśnie popluskania się. Wierzymy, że mając grunt pod nogami, nic nam nie grozi.

W morzu dla osób, które nie umieją utrzymywać się trwale na wodzie, nawet stanie w niej po pas bywa niebezpieczne. Na przykład w Bałtyku, choć nie jest morzem pływowym, czasami potrafią wytworzyć się bardzo silne prądy wsteczne. Przypomnę fatalny 5 lipca 2015 r., kiedy jednego tylko dnia w Polsce, także z powodu cofki, utonęło 26 osób!

Załóżmy jednak, że trochę pływamy, co zrobić, kiedy czujemy, że fala wciąga nas w głąb morza?

Taka sytuacja jest dla nas zwykle zaskoczeniem, bo prądu spodziewamy się w rzece, a nie w morzu, i reagujemy nieadekwatnie. Najważniejsze to nie dać się nurtowi zaskoczyć i nie walczyć z nim. Jeśli nie uda nam się stanąć na nogach ani uciec w bok, powinniśmy dać się prądowi unieść. To może wydawać się absurdalne, gdy do brzegu mamy tylko dwa, trzy metry. Myślimy, że to niewiele. Ale jeśli nurt podciął nam nogi, to znaczy, że płynie szybciej niż my. Gdy zaczynamy rozpaczliwie płynąć pod prąd, z trzech metrów po 10 sekundach robią się 4 metry, jesteśmy coraz dalej i tracimy siły. Będziemy walczyć ok. 40 sekund, bo tyle statystycznie dzieli nas od utonięcia, a potem znikniemy pod wodą.

Wcześniej do akcji powinien chyba wkroczyć ratownik?

Jeśli ma 40 sekund na akcję, to jest to balansowanie na krawędzi. Zanim rzuci się na ratunek, musi wszcząć alarm, dać ludziom jednoznaczny sygnał do natychmiastowego wyjścia z wody. Taka jest procedura, ponieważ ratownik opuszcza swoje stanowisko, nie kontroluje bezpieczeństwa pozostałych kąpiących. W ten sposób upływa już do 30 sekund. Jeśli ratownik nie zdąży w tym czasie dopaść do tonącego, to niestety w większości przypadków oznacza to już akcję poszukiwawczą.

Czyli gdyby udało się nam podryfować z prądem, ratownik miałby czas?

Dlatego właśnie tak ważna jest umiejętność unoszenia się na wodzie i niewpadania w panikę. Nawet jeśli woda wyniesie nas 200 metrów od brzegu, mamy szansę. Tam nie ma już prądów, fale się nie załamują, możemy poczekać na ratownika.

Czy tak samo trzeba się zachować, kiedy porwie nas nurt rzeki, na przykład po wywrotce kajaka.

W pierwszym rzędzie trzymamy się kajaka. To nasza tratwa, na pewno lepiej widoczna niż my sami. Jeśli jednak zostaliśmy odłączeni – dajemy się ponieść rzece. Podejmując walkę z wodą, tzn. płynąc pod prąd, zmierzając do jakiegoś filara, słupa, możemy w ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu sekund tak wyeksploatować swoje możliwości, że już nie mamy jak reagować. – Płynąc z prądem, nie tylko nie tracimy sił, ale też kupujemy sobie czas na to, żeby ktoś nas zauważył, rzucił nam coś, czego możemy się złapać, zdążył do nas podpłynąć z pomocą. Poza tym każdy prąd traci w pewnym momencie swoją siłę. Nurt rzeki jest najsilniejszy na małych odcinkach, przy jednym z brzegów. Zachowując zimną krew, możemy dać się ponieść do tej części koryta, gdzie rzeka wytraci impet. Może się nawet okazać, że będzie to miejsce, gdzie sięgniemy nogami dna, bo będą znajdować się na nim kamienie i piasek naniesione przez słabnący prąd.

Dlaczego tak pan podkreśla umiejętność unoszenia się na wodzie, a nie pływania?

Przez pływanie rozumiem umiejętność trwałego unoszenia twarzy nad lustrem wody. Jeśli chcemy utrzymać się długo na wodzie, to wtedy nie wynurzamy całej głowy, tylko twarz, nie wynurzamy też obydwu rąk. Chodzi o to, żeby zanurzona była maksymalnie duża część ciała, wtedy będzie nam lżej. Ludzie są gatunkiem, który ma tak zwaną dodatnią pływalność. Unosimy się na wodzie tak długo, jak długo mamy w płucach powietrze i jak długo udaje się nam zachować odpowiednią pozycję. Każdy, kto zwinie się w koreczek i nabierze powietrza w płuca, pływa. Warunek? Musi mieć zanurzoną głowę.

Co powinna zrobić osoba, która dobrze pływa, ale jest daleko od brzegu i ma skurcz?

To samo, nie wpadać w panikę, położyć się na plecach i starać się unosić na wodzie. Skurcz to dla mięśnia ogromny wysiłek energetyczny, dlatego nie będziemy musieli długo czekać, aż ból minie, najwyżej kilkadziesiąt sekund.

Ze statystyk wynika, że nie tylko brak umiejętności pływania nas gubi. Topią się również osoby, które dobrze pływają.

Analogicznie można powiedzieć, że większość osób, która uległa samochodowemu wypadkowi, posiada prawo jazdy. W obu tych przypadkach w grę wchodzą jednak alkohol i brawura. Zarówno kierowca, jak i pływak pod wpływem procentów nie mają trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość, a wtedy bardzo łatwo przecenić swoje możliwości.

A jeśli nie wypływamy daleko, wypiliśmy tylko małe piwo i czujemy się trzeźwi, to czy możemy wejść do wody?

Kategorycznie nie. Może się nam wydawać, że alkohol na nas nie wpłynął, jednak nasza motoryka się zmieniła. Nieznacznie. Tego nie będzie widać gołym okiem. Może będziemy mieć minimalnie dłuższy krok, może lekko ugięte kolana... Na lądzie nie ma to większego znaczenia, ale w wodzie może robić dużą różnicę. Wystarczy na przykład, że płynąc kraulem, wynurzymy głowę nieco niżej niż zwykle, a zaabsorbujemy do płuc wodę. To może się skończyć utonięciem.

Plażowicze raczący się piwem to dość powszechny obrazek.

Piwo jest niebezpieczne nie tylko z powodu zawartości alkoholu. Proszę sobie wyobrazić żołądek jako balonik. Jak wlejemy do niego pół litra piwa i przebiegniemy się po plaży, to ten balonik będzie rósł i rósł. Dlaczego? Bo nagle z pół litra piwa zrobią się trzy litry piany. Jeśli wtedy wpadniemy na pomysł, żeby sobie popływać, balonik będzie uciskał przeponę i spłycał nam oddech. Nasza sprawność w wodzie będzie przez to mniejsza. Z tego samego powodu nie należy wchodzić do wody po jedzeniu.

Co roku słychać apele o przestrzeganie nad wodą podstawowych zasad bezpieczeństwa. Co musi się stać, żeby zaczęły odnosić lepszy skutek?

To kwestia społecznej akceptacji pewnych zachowań lub jej braku. To od nas zależy, czy akceptujemy obrazek, że tata z piwem w ręku pilnuje bawiącego się w morzu dziecka albo ludzi kąpiących się przy czerwonej fladze. To my tworzymy kulturę kontaktów z wodą i my mamy na nią wpływ. Ja wierzę, że to się będzie zmieniać. Przecież jeszcze nie tak dawno jazda na rowerze bez kasku czy brak w samochodzie pasów i fotelika dla dziecka też nie kojarzyły się z niebezpieczeństwem. A teraz to oczywistość. ©?

Rz: W Polsce topi się dwa razy więcej osób niż w Unii Europejskiej. Skąd taka ogromna różnica?

Marcin Siwek: Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), badającego liczbę utonięć na 100 tys. mieszkańców, Polska zajmuje 74. miejsce na 172 badane kraje. Analiza tych wyników wskazuje, że najmniej ludzi tonie w krajach najbogatszych, a najwięcej – w biednych. Powodem masowości utonięć w Polsce jest powszechna nieumiejętność pływania. W populacji dorosłych Polaków jest ona przerażająco wysoka. Wśród młodzieży jest lepiej, ale i tak bardzo źle.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Zdrowie
Choroby zakaźne wracają do Polski. Jakie znaczenie mają dziś szczepienia?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Zdrowie
Peru: Liczba ofiar tropikalnej choroby potroiła się. "Jesteśmy w krytycznej sytuacji"
Zdrowie
W Szwecji dziecko nie kupi kosmetyków przeciwzmarszczkowych
Zdrowie
Nerka genetycznie modyfikowanej świni w ciele człowieka. Udany przeszczep?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Zdrowie
Ptasia grypa zagrozi ludziom? Niepokojące sygnały z Ameryki Południowej