Rzeczpospolita: Kiedy pan zauważył, że zaczęło przybywać męskich pacjentów?
Dr Marcin Ambroziak: To nie stało się nagle. Jeszcze 20 lat temu w gabinecie zdarzał nam się jeden mężczyzna na miesiąc, wzbudzając spore zaciekawienie. Praktycznie od tamtego czasu z roku na rok systematycznie przybywa panów zainteresowanych zabiegami poprawiającymi wygląd. W tej chwili stanowią już ok. 25 proc. naszych pacjentów. I będzie ich coraz więcej, bo taki jest trend.
Panowie zaczęli bardziej o siebie dbać?
To część stylu życia, który zakłada inwestowanie w wygląd jako element wizerunku. Naszymi pacjentami są prawnicy, biznesmeni, politycy, menedżerowie. Nikt w ich przypadku nie wysunąłby zarzutu, że nadmiernie zabiegają o urodę czy są zniewieściali. To bardzo męscy mężczyźni. Przychodzą do nas zadbani panowie, którzy mają poczucie, że aby być dobrze postrzeganym w biznesie, trzeba też dobrze wyglądać. Są wśród nich również osoby młode, po trzydziestce, zainteresowane zabiegami profilaktycznymi, które zapobiegają starzeniu się skóry. I to jest zjawisko zupełnie nowe.
W przypadku kobiet to nic dziwnego, bo coraz młodsze inwestują w swoją urodę.