Szpiczak plazmocytowy jest nowotworem układu krwiotwórczego, który atakuje nie tylko szpik ale również kości, nerki i osłabia układ odpornościowy. Atakuje falami, co oznacza, że po pierwszej terapii choroba wycofuje się na jakiś czas, a gdy wraca jest już odporna na dotychczasowe leczenie. Konieczne jest wówczas podanie kolejnych leków o innym mechanizmie działania, dzięki który możliwe jest dalsze leczenie i walka o życie pacjenta.
Jak powiedział dr hab. Dominik Dytfeld z Kliniki Hematologii i Transplantologii Szpiku Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prezes Polskiej Grupy Szpiczakowej, kiedyś od diagnozy do śmierci pacjenta mijało zaledwie 2–3 lat. Teraz mamy w Polsce dostępne cztery spośród dziewięciu znanych terapii, z czego jedna od końca zeszłego roku. To daje znacznie lepsze rokowania. Mówimy o średnim przeżyciu 6–7 lat.
Jednak to nie jest koniec możliwości walki ze szpiczakiem plazmocytowym. Zarówno pacjenci, jak i lekarze starają się o refundację dwóch leków: daratumumabu – przeciwciała monoklonalnego oraz inhibitora proteasomu, karfilzomibu.
– Dając choremu pierwszą i kolejną linię terapii wiemy, że kiedyś dojdzie do nawrotu szpiczaka i będziemy musieli dać pacjentowi kolejny lek – mówił dr Dytfeld. – Ciągle jest to choroba nieuleczalna, ale jeśli u pacjenta zdiagnozuje się szpiczaka i ma on pełen dostęp do wszystkich leków i opcji leczenia, może żyć z tym nowotworem nawet 20 lat.
Dr Dytfeld podkreślał, że jego koledzy, lekarze hematolodzy w innych krajach mają do dyspozycji wszystkie dostępne narzędzia do walki ze szpiczakiem plazmocytowym. To daje im możliwości indywidualnego podejścia do każdego chorego, który wprawdzie żyje z nowotworem, ale pozostaje on w postaci resztkowej lub całkowitej remisji – co oznacza praktycznie wycofanie choroby.