Liczba aut i dostępność miejsc parkingowych jest problemem wielu miast. Przykładowo, w Olsztynie na 1000 mieszkańców przypada ok. 710-730 pojazdów. W strefie płatnego parkowania jest tam ok. 2,6 tys. miejsc. Z kolei w Warszawie na 1000 mieszkańców jest już 920 aut, a codziennie przejeżdża przez nią dodatkowy milion. Liczba ta zapewne będzie rosła, bo jak wskazuje raport przygotowany przez ORB International na zlecenie Ubera września tego roku, aż połowa Warszawiaków nie posiadających samochodu, planuje jego zakup w przeciągu najbliższych pięciu lat.
Inny raporty sporządzony w październiku przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR wraz z Polską Organizacją Branży Parkingowej pokazuje, że we Wrocławiu, gdzie zarejestrowanych jest ponad 550 tys. samochodów, miejsca parkingowe dla nich wszystkich zajęłyby 6,35 km kw., czyli ok. 850 boisk piłkarskich, co stanowi 2 proc. powierzchni miasta.
Doświadczenia miast USA i Europy Zachodniej pokazują ponadto, że zwiększanie powierzchni parkingowej i poszerzanie ulic nie rozwiązuje problemu, a przeciwnie – pogłębia go, gdyż zachęca więcej osób do korzystania z własnych aut. Parkingów jest więc wciąż za mało, co rodzi konieczność długiego poszukiwania wolnego miejsca postojowego. Generuje to dodatkowy ruch (według szacunków o nawet 30 proc.) i zabiera kierowcom czas, ponadto skłania do pozostawiania pojazdów w miejscach do tego nie przeznaczonych, np. na chodnikach, trawnikach czy ścieżkach rowerowych.
Ustawa blokuje samorządy
Teoretycznie, rozwiązaniem mogłoby być podniesienie opłat za parkowanie, co zniechęciłoby wielu kierowców do jeżdżenia po mieście. Samorządom uniemożliwia to jednak ustawa o drogach publicznych z 2003 r. Ustanawia ona stawkę maksymalną za pierwszą godzinę na poziomie 3 zł, za drugą – 3,60 zł, za trzecią – 4,20 zł, i za każdą następną już tylko 3 zł. Koszt całodziennego parkowania (8–18) wynosi więc 31,80 zł. Takie stawki obowiązują np.: w Warszawie, a w Krakowie są niewiele niższe. W wielu miastach są jednak niższe, lub też zróżnicowane ze względu na odległość od centrum miasta. Także kara za nieuiszczenie opłaty wynosi jedynie 50 zł, jest więc znacznie mniejsza od kary za jazdę bez biletu komunikacją miejską, i zupełnie nieproporcjonalna w stosunku do ustawowej opłaty. Ustawa zabrania też pobierania opłaty w weekendy, co jest problemem zwłaszcza dla turystycznych miejscowości. Niemożliwe jest także wprowadzenie opłat za sam wjazd do miasta lub niektórych jego dzielnic.
Jak zauważa Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich, w środowiskach samorządowych już od dłuższego już czasu formułowane są propozycje zmian tego przepisu. Z punktu widzenia jednostek samorządu terytorialnego optymalnym rozwiązaniem byłoby zniesienie górnego ograniczenia opłat. Pomysł ten spotyka się jednak z kontrargumentem, że wysokość danin publicznych powinna być ustawowo limitowana.