Grzegorz Polaniecki: Kryzys w czarterach to nasza szansa

Enter Air współpracuje z największymi touroperatorami. Nasz segment rynku jest stabilny i rośnie w tempie zbliżonym do wzrostu PKB – mówi Grzegorz Polaniecki, dyrektor generalny i współwłaściciel Enter Air.

Publikacja: 22.11.2016 20:42

Grzegorz Polaniecki: Kryzys w czarterach to nasza szansa

Foto: Rzeczpospolita/Robert Gardziński

Rz: Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego ten rok był nie najlepszy dla rynku przewozów czarterowych. A jaki był dla Enter Air?

Bardzo dobry. Różnica między całym polskim rynkiem a rynkiem Enter Air polega na tym, że operujemy jedynie na jego części, która nie jest uzależniona od wybierających najtańsze oferty. Enter współpracuje z największymi touroperatorami, nasz segment jest stabilny i rośnie w tempie zbliżonym do wzrostu PKB. Czartery najtańsze obsługiwane są w Polsce najczęściej przez tzw. linie destynacyjne, najczęściej przewoźników tureckich bądź egipskich. A w tym roku duża część ich połączeń – do Turcji i Egiptu – odpadła. Stąd w statystykach ULC widać pogorszenie sytuacji. Enter Air dodatkowo jest aktywny również w krajach Europy Zachodniej i ten udział stale rośnie. Tamtejsze rynki mają podstawowe zalety: dłuższy sezon, a klienci są w stanie więcej zapłacić za przelot.

Touroperatorzy w tym roku bardzo narzekali, że najpopularniejsze do niedawna kierunki – właśnie Turcja, Egipt – sprzedawały się fatalnie. Ale Enter przecież latał do Egiptu pełnymi samolotami, wożąc chociażby do samego Marsa Alam po 500 osób tygodniowo. Czyli jest tam nadal biznes?

Nadal latamy do Egiptu, ale nawet w szczycie sezonu były to pojedyncze rejsy.

Czy odbierają wam rynek linie niskokosztowe (low-cost)? Bo przecież Polacy coraz częściej korzystają z opcji wykupienia oddzielnie przelotu tanią linią, oddzielnie hotelu, bo tak jest taniej i nie są wtedy ograniczeni typową wycieczką – mogą jechać np. na 10 dni, a nie na 7 czy 14.

Widać, że pojawiła się taka opcja, ale jej efekty są śladowe. Nasze bilety w wolnej sprzedaży pojawiają się sporadycznie, najczęściej cały samolot wykupują biura podróży. Natomiast linie niskokosztowe wypełniają niszę dla osób, które chcą polecieć na kilka dni, na przykład od czwartku do niedzieli.

Sądząc po wynikach finansowych, również tych ostatnich, za trzy kwartały, także pod tym względem można sądzić, że sezon dla Enter Aira był udany.

Rzeczywiście, za nami udany sezon, jednak dla nas najważniejsze jest zrealizowanie wyników takich, jak planowaliśmy. Na rynku jest wiele zawirowań: zmieniają się ceny ropy, jest szaleństwo na rynku walutowym, wynik referendum w Wielkiej Brytanii był inny, niż powszechnie oczekiwano. Dynamika wydarzeń jest ogromna. Natomiast my stworzyliśmy model biznesowy dopasowany właśnie do zmieniającego się rynku i pozwalający na wykonanie wszystkiego, co zaplanowaliśmy, z wynikiem finansowym włącznie. Oczywiście korzystamy z różnych instrumentów pozwalających radzić sobie z ryzykiem walutowym. Nie uderzają w nas jednak zmieniające się ceny ropy, bo za paliwo płaci klient. W tym modelu jest również duża przewidywalność przychodów. A skoro wszyscy członkowie zarządu są jednocześnie akcjonariuszami, można powiedzieć, że dbamy także o swoje.

Czy wobec nieuchronnego już Brexitu Enter ucierpiał z powodu spadku popytu na Wyspach?

W czasach kryzysu popyt zawsze rośnie w przypadku tańszej oferty, a my właśnie jesteśmy tańsi od konkurencji w Wielkiej Brytanii. Paradoksalnie więc taki kryzys to dla nas szansa. Niekoniecznie jednak będziemy korzystali z takich nadzwyczajnych okoliczności, drastycznie zwiększając obecność na brytyjskim rynku, bo interesuje nas przede wszystkim popyt trwały. Jeśli więc dzisiaj mamy gwarancję, że ten „brexitowy" popyt potrwa kilka lat, to skorzystamy z niego, ale w żadnym wypadku nie rzucamy się na każdą okazję.

Jednocześnie potężnie inwestujecie. Niedługo Enter poleci boeingami 737 MAX. Jak to zwiększy zasięg waszych operacji?

Przede wszystkim otworzą się Wyspy Zielonego Przylądka, Zatoka Perska – Dubaj, Oman, gdzie rozbudowuje się tak lubiana przez Polaków oferta all inclusive. Nasze samoloty i teraz tam już dolatują, ale pasażerowie muszą liczyć się z ograniczeniami bagażowymi. Latając boeingiem 737-8 MAX, takich ograniczeń mieć już nie będziemy.

Nie kusi pana, żeby włączyć do floty jeszcze większe maszyny, takie naprawdę dalekiego zasięgu?

Takie samoloty moglibyśmy wziąć w każdej chwili, ale wszystko zależy od rynku. Enter Air jest dostawcą usługi transportowej, więc jeśli przyjdą do mnie touroperatorzy i powiedzą: potrzebujemy dużego samolotu na 300 miejsc, który chcemy wykorzystywać przez dziewięć miesięcy w roku, to nie jest dla nas żadnym problemem sprostanie takiemu zapotrzebowaniu. Samoloty na rynku są, a leasingodawcy dobrze oceniają naszą wiarygodność, więc samoloty możemy mieć praktycznie od ręki. I nie ukrywam, że taka możliwość rozwoju bardzo nas kusi. Przecież to Enter właśnie budował czarterową ofertę długich rejsów – lataliśmy do Bangkoku na Phuket, na Sri Lankę, po nas przejął te przewozy LOT z dreamlinerami. Na razie ten rynek to ok. 100 tys. pasażerów rocznie, więc jest jeszcze zbyt mały, aby na dużą skalę rozwijać na nim działalność. Na Zachodzie latanie daleko na wakacje jest bardzo popularne, więc sądzę, że i do nas ten trend dojdzie.

Co dało Enter Air wejście na giełdę?

To był projekt bardzo dokładnie zaplanowany. Od początku działalności przekazywaliśmy na zwiększenie kapitałów własnych wszystkie zyski. Natomiast w pewnym momencie skala obrotów tak się zwiększyła, że kapitał własny stał się już zbyt niski. Weszliśmy więc na giełdę, żeby wzmocnić bilans, a inwestorzy poprawili naszą zdolność kredytową i stabilność finansową. Chcieliśmy pozyskać boeingi 737 MAX, ekonomiczne, ciche, mając jednocześnie świadomość, że pożyczka na przedpłaty byłaby bardzo droga. Wybraliśmy więc giełdę, oddaliśmy część udziałów w firmie, ale pozyskaliśmy środki na rozbudowę floty. Jak widać po kursie naszych akcji, była to decyzja dla wszystkich stron korzystna.

Na polskim rynku funkcjonuje kilku operatorów czarterów, którzy – delikatnie mówiąc – zawodzą klientów. Czy pana zdaniem ten rynek dorośnie, uspokoi się, a najsłabsi gracze się wykruszą?

Rynek czarterów się podzielił. Jest część stabilna, gdzie klienci są gotowi zapłacić więcej między innymi za gwarancję, że znacznie opóźniony lot nie popsuje im wakacji. Ale nie brak i takich pasażerów, którzy powiedzą: zaryzykuję, że lot się opóźni, ale wakacje będą tańsze. Dlatego linie, które oferują gorszą jakość, pozostaną.

CV

Grzegorz Polaniecki, absolwent Politechniki w Lublinie. Ma 52 lata i długie doświadczenie w transporcie lotniczym. Zaczynał jako pracownik personelu pokładowego w Delta Airlines, potem był w LOT, gdzie został doradcą zarządu. Następnie powierzono mu stworzenie Centralwings, gdzie potem odpowiadał m.in. za szkolenia i usługi handlingowe. Później pracował w Eurolocie i ponownie w LOT. W 2009 r. razem z kilkoma współpracownikami założył Enter Air.

Rz: Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego ten rok był nie najlepszy dla rynku przewozów czarterowych. A jaki był dla Enter Air?

Bardzo dobry. Różnica między całym polskim rynkiem a rynkiem Enter Air polega na tym, że operujemy jedynie na jego części, która nie jest uzależniona od wybierających najtańsze oferty. Enter współpracuje z największymi touroperatorami, nasz segment jest stabilny i rośnie w tempie zbliżonym do wzrostu PKB. Czartery najtańsze obsługiwane są w Polsce najczęściej przez tzw. linie destynacyjne, najczęściej przewoźników tureckich bądź egipskich. A w tym roku duża część ich połączeń – do Turcji i Egiptu – odpadła. Stąd w statystykach ULC widać pogorszenie sytuacji. Enter Air dodatkowo jest aktywny również w krajach Europy Zachodniej i ten udział stale rośnie. Tamtejsze rynki mają podstawowe zalety: dłuższy sezon, a klienci są w stanie więcej zapłacić za przelot.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację