Rz: Komisja Europejska wyznaczyła cel: obniżenie o 30 proc. emisji CO2 przez nowe auta w 2030 r., a cel pośredni – 15 proc. w 2025. Czy branża motoryzacyjna zdąży?
Elżbieta Bieńkowska: Rewolucja przemysłowa, której teraz doświadczamy, jest dużo szybsza niż poprzednie. Tak naprawdę 2030 r. to najbardziej odległy termin jej przeprowadzenia, szczególnie w przemyśle samochodowym. Bo zbliża się koniec ery aut, jakie znamy teraz. Będzie zupełnie nowe podejście do tego, jak używamy samochodów, a więc i do tego, jak je produkujemy. To perspektywa najwyżej dziesięciu lat. Nowe podejście to nie tylko samochody niskoemisyjne, ale i sposób ich używania, czyli rosnąca gotowość ludzi do dzielenia się swoją własnością. Ludzie są gotowi płacić więcej za samochód, bo zakładają, że jest znacznie czystszy niż w przeszłości. Z kolei młodzi ludzie są dużo bardziej skłonni do dzielenia się autami. Producenci samochodów mają świadomość tej rewolucji. Oczywiście lobbują za rozwiązaniami, które nieco ją opóźnią i wydłużą czas, gdy produkuje się auta po staremu. Komisja Europejska musi wywierać presję, jeśli nie chcemy, by w 2030 r. samochody na europejskich drogach pochodziły tylko z importu. Musimy utrzymywać przewagę konkurencyjną.