Szukamy chętnych do współpracy

Nasz region od początku był narażony na agresywną konkurencję. Efektem były bankructwa i tanie przejęcia. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że to już przeszłość – mówi prezes PLL LOT Rafał Milczarski.

Publikacja: 06.11.2016 18:41

Szukamy chętnych do współpracy

Foto: materiały prasowe

Rz: Właśnie podpisał pan dokumenty o przejęciu 49 proc. udziałów w estońskim Jet Regional i współpracy z narodowym przewoźnikiem tego kraju linią Nordica. Jakie konkretne korzyści będzie miał z tego LOT?

Rafał Milczarski: Najbardziej widoczny powinien być wzrost liczby pasażerów, w tym pasażerów przesiadających się na nasze rejsy w Warszawie. W sumie rocznie zyskamy nawet 300–400 tysięcy dodatkowych klientów. Będziemy też mieli do dyspozycji dwa, a w przyszłym roku co najmniej trzy dodatkowe samoloty regionalne. Dzięki temu zwiększymy częstotliwość niektórych rejsów – np. do Tallinna czy Wilna, a także otworzymy zupełnie nowe połączenia. Wykorzystanie samolotów Nordiki oznacza dla nas większą efektywność. Widać to na przykładzie wieczornego rejsu do Sztokholmu. Dzisiaj nasz samolot i załogi zostają tam na noc, co kosztuje, a Szwecja tanim krajem nie jest. Od 19 listopada samolot po rejsie Warszawa – Sztokholm wykona jeszcze rejs Sztokholm – Tallinn, dzięki czemu i estońska załoga, i samolot spędzą noc w swojej bazie, co jest tańsze i efektywniejsze.

Myśli pan o następnych rynkach i liniach, z którymi mógłby pan tak współpracować?

Jak najbardziej. Oczywiście zależy to od potencjalnych partnerów funkcjonujących na każdym z tych rynków. W Estonii pojawiła się możliwość współpracy i możemy liczyć na konkretne korzyści. I tak: mogę sobie wyobrazić podobną współpracę z co najmniej kilkoma przewoźnikami Europy Środkowej i Wschodniej. Pytanie jednak, czy myślą oni tak samo jak my i czy są w stanie unieść taki projekt. Niestety, nasz region nie był przygotowany na wprowadzenie „Wspólnego Nieba" i od początku był narażony na agresywną konkurencję. Efektem były bankructwa i tanie przejęcia w branży lotniczej. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że to już przeszłość.

LOT zapowiada na ten rok zysk operacyjny na poziomie 150–200 mln złotych. Czy nie jest on zagrożony?

Wynik netto w dużym stopniu zależy od wyniku wyborów w USA. Jeśli dolar się wzmocni, wypracowanie zysku netto będzie trudne. Wszystko wskazuje jednak na to, że przy dobrych wynikach operacyjnych wynik netto i tak się poprawi względem ubiegłego roku. A nasz zysk z działalności podstawowej, czyli z latania, będzie w pełni zgodny z przewidywaniami. Oczywiście to nie koniec walki o kondycję naszej firmy. Najważniejszy jest poziom gotówki, jaki jesteśmy w stanie wygenerować. 2017 będzie więc dla nas kolejnym rokiem mrówczej pracy.

Kilka miesięcy temu mówił pan, że wynik na działalności podstawowej na koniec 2016 wyniesie 125 mln zł. W czerwcu „przeszliście przez zero". Co takiego się wydarzyło, że sytuacja finansowa LOT tak się poprawia?

Rzeczywiście, wraz z upływem kolejnych miesięcy kwota zysku na działalności podstawowej rośnie i jest lepsza niż w latach poprzednich. Nie mamy jednak powodu, by ogłaszać zwycięstwo. Nie dotarliśmy jeszcze do celu, nadal jesteśmy na drodze do trwałej rentowności LOT. To oznacza, że każdy kolejny rok będzie dla nas wyzwaniem. Na razie nauczyliśmy się lepiej wykorzystywać to, co mamy. Latamy więcej i częściej niż w zeszłym roku, czyli dobrze wykorzystaliśmy moment wyjścia z unijnych ograniczeń, jakie wynikały z planu restrukturyzacji i pomocy publicznej. Skoro w tym roku nie mamy już działań kompensacyjnych, staramy się optymalnie wykorzystywać wszystkie samoloty i jak najlepiej je zapełniać. Ostateczny sukces zależy od naszej determinacji. Każdy, kto pracuje w LOT, musi być zaangażowany w 100 procentach i myśleć o każdej wydawanej i zarobionej złotówce.

Wiadomo, że LOT planuje rozbudowę siatki na wschód. Czy przeszkodą nie będą znów prawa do przelotów nad Syberią?

Po zawarciu porozumienia między Urzędem Lotnictwa Cywilnego i Rosawiacją, LOT już dziś lata nad Syberią nie tylko do Tokio i Pekinu, ale także do Seulu. Tak jak inne linie lotnicze płacimy za to i obie strony są z takiej współpracy zadowolone. Krótko mówiąc, przeloty nad Syberią przestały być barierą w rozwoju naszych połączeń do Azji.

Nie obawia się pan głosów krytyki wewnątrz firmy, że skoro Nordica przejmie połączenia z Warszawy do Tallinna oraz do Sztokholmu, to w praktyce współpraca da więcej pracy estońskiemu przewoźnikowi, a nie załogom LOT?

W żadnym wypadku tak nie będzie. Rozwój przewoźnika sieciowego polega na tym, żeby miał silne centrum przesiadkowe i odpowiednio wyliczone częstotliwości rejsów zasilających hub. Nie wszystkie z nowych planowanych rejsów opłacałoby się wykonywać samemu, a tak możemy uruchomić na przykład dodatkowy rejs z Tallinna, który każdego dnia da nam o kilkudziesięciu pasażerów więcej na naszych rejsach dalekiego zasięgu. To istotna wartość. Im więcej pasażerów dowieziemy do Warszawy, tym większe będzie zapotrzebowanie na dalsze rejsy z Warszawy w świat. Koniec końców rozwijać się więc będzie LOT, nasz hub, a co za tym idzie nasz rynek. Oczywiście przy okazji także i Nordica. To, co niepokoi mnie najbardziej, to przepustowość portu w Warszawie. Proszę pamiętać, że różne optymistyczne scenariusze mówiące o przepustowości Lotniska Chopina uśredniają ruch, jaki tam się odbywa. To tak, jakby co godzinę od rana do wieczora odlatywała dokładnie taka sama liczba samolotów. A to nieprawdziwy obraz sytuacji. Nasz ruch odbywa się falami, tak żeby kilkadziesiąt rejsów europejskich przywoziło pasażerów mniej więcej o tej samej porze i potem również o podobnej porze kolejne rejsy rozwoziły ich w dalszą podróż. Taka jest specyfika ruchu sieciowego. Jednocześnie to oznacza, że już w przyszłym roku, kiedy do naszej floty dołączą dwa nowe dreamlinery i otworzymy kolejne połączenia dalekiego zasięgu, problem przepustowości zacznie być poważnym ograniczeniem.

Jak w takim razie linia zmieni się w przyszłym roku?

Przede wszystkim będziemy mieli dużo bogatszą ofertę. Dzięki nowym, większym samolotom Boeing 737-800 i 737 MAX8 część biletów będziemy mogli zaoferować taniej niż obecnie. Dla pasażera wzrośnie też sam komfort podróży. Większe samoloty sprawią również, że znikną doskwierające nam niekiedy kłopoty z przewożeniem bagażu i cargo. Oprócz pozyskania nowych samolotów otworzymy też nowe połączenia, między innymi do Newark i Los Angeles. Jest jasne, że dla rozwoju nie ma alternatywy, a przyszły rok będzie dowodem, że nie snujemy tylko marzeń o pięknej przyszłości, ale faktycznie robimy, co do nas należy. Bo jedynym sposobem na sukces i przetrwanie marki LOT jest jej rozwój. Dzisiejsza skala naszych operacji jest zbyt mała jak na taki kraj, jak Polska i taki region, jak Europa Środkowo-Wschodnia. I minął czas, kiedy szukaliśmy inwestora na kolanach – dziś możemy mówić o poszukiwaniu atrakcyjnego partnera, który zechce uczestniczyć w naszym rozwoju, ale nie jest warunkiem koniecznym naszego przetrwania. Potencjał marki, ludzi, którzy w Locie pracują, rynków, jakie obsługujemy, oraz fakt, że rozmawiamy właśnie w Tallinie, gdzie podpisaliśmy ważną umowę, pokazują, że o przyszłość nie nie ma co się obawiać.

CV

Rafał Milczarski jest ekonomistą. Ma 40 lat. Maturę zdał w elitarnej katolickiej szkole Downside School w Wielkiej Brytanii. Absolwent Cambridge. W czasie studiów pracował w Union Bank of Switzerland i JP Morgan. Założyciel i prezes firm: Kolej Bałtycka SA i Freightliner PL sp. z o.o.

Rz: Właśnie podpisał pan dokumenty o przejęciu 49 proc. udziałów w estońskim Jet Regional i współpracy z narodowym przewoźnikiem tego kraju linią Nordica. Jakie konkretne korzyści będzie miał z tego LOT?

Rafał Milczarski: Najbardziej widoczny powinien być wzrost liczby pasażerów, w tym pasażerów przesiadających się na nasze rejsy w Warszawie. W sumie rocznie zyskamy nawet 300–400 tysięcy dodatkowych klientów. Będziemy też mieli do dyspozycji dwa, a w przyszłym roku co najmniej trzy dodatkowe samoloty regionalne. Dzięki temu zwiększymy częstotliwość niektórych rejsów – np. do Tallinna czy Wilna, a także otworzymy zupełnie nowe połączenia. Wykorzystanie samolotów Nordiki oznacza dla nas większą efektywność. Widać to na przykładzie wieczornego rejsu do Sztokholmu. Dzisiaj nasz samolot i załogi zostają tam na noc, co kosztuje, a Szwecja tanim krajem nie jest. Od 19 listopada samolot po rejsie Warszawa – Sztokholm wykona jeszcze rejs Sztokholm – Tallinn, dzięki czemu i estońska załoga, i samolot spędzą noc w swojej bazie, co jest tańsze i efektywniejsze.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację