Rz: Obawia się pan „twardego" brexitu?
Może inaczej. Modlę się, żeby był łagodny. Jaki ostatecznie będzie, to wielka niewiadoma, a dla biznesu już nawet taka sytuacja nigdy nie jest korzystna. Ze swojej strony przedstawiliśmy bardzo konkretne oczekiwania, czego tak naprawdę chcemy. Mamy prawo mówić o tym głośno, bo w Wielkiej Brytanii zatrudniamy 42 tys. osób. Jesteśmy jednocześnie największym brytyjskim eksporterem do wielu krajów świata. Dlatego powiedzieliśmy otwarcie rządowi: nie chcemy być świadkiem pojawienia się cel, jakichś barier w handlu, konieczności cięcia zatrudnienia. To wszystko wyartykułowaliśmy bardzo jasno i powtarzamy przy każdej nadarzającej się okazji. Chcemy jednak, aby słyszeli nas również unijni politycy, bo na kontynencie już w tej chwili zatrudniamy 12 tys. osób. Dlatego właśnie politycy po obydwu stronach stołu negocjacyjnego mają obowiązek doprowadzić do możliwie najlepszego porozumienia w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Dla nich muszą się liczyć przede wszystkim miejsca pracy i konsumenci.