Rz: Sztuczny obrót paliwem B100, brak regulacji dotyczących biokomponentów kolejnych generacji oraz niejasne regulacje, to jedne z głównych barier rozwoju branży biopaliw w naszym kraju. Jak w tej sytuacji radzi sobie na rynku kierowana przez pana firma Wratislavia-Biodiesel?
Bardzo dobrze. W zeszłym roku sprzedaliśmy 120 tys. ton estrów metylowych kwasów tłuszczowych, czyli biokomponentu pierwszej generacji dodawanego do oleju napędowego. W tym roku będzie to już około 210 tys. ton. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego wyniku. Popyt jest tak duży, że moglibyśmy sprzedać ich nawet 300–350 tys. ton, ale mamy ograniczone zdolności wytwórcze. To przede wszystkim efekt rosnącej w Polsce konsumpcji na olej napędowy, ale nie tylko. W UE również mocno rośnie zapotrzebowanie na biokomponenty. W tym roku pracujemy na pełnych mocach, wynoszących 156 tys. ton. Resztę dokupujemy na rynku i sprzedajemy naszym klientom. Wśród nabywców jest m.in. PKN Orlen, Shell, niemieckie rafinerie w Leuna i Schwedt oraz polscy importerzy, tacy jak Unimot i Onico.
Jak to przekłada się na wyniki finansowe wypracowywane przez Wratislavię-Biodiesel?
W zeszłym roku spółka uzyskała 550 mln zł przychodów i 30 mln zł zysku netto. W tym roku będzie to już około 1 mld zł sprzedaży, a zysk może być dwukrotnie wyższy. A będzie jeszcze lepiej, bo na całym świecie rośnie znaczenie biopaliw. Zgodnie z obowiązującymi przepisami w tej chwili w Polsce powinniśmy do paliw dodawać około 7 proc. biokomponentów. W rozwiniętych krajach UE jest to już 10 proc., w USA – 25 proc., a w Brazylii nawet 30 proc. W naszym kraju udział biokomponentów będzie rósł, bo wymuszają to restrykcyjne przepisy dotyczące ograniczenia emisji CO2 do atmosfery.
Emisję CO2 można też ograniczać w inny sposób. Polski rząd duży nacisk kładzie na rozwój elektromobilności. O rozwoju rynku biopaliw niewiele słychać.