Przedsięwzięcia motywowane politycznie niszczą konkurencję

Najgorzej, gdy dochodzi do mechanizmu redystrybucji pieniędzy ze spółek, które nie są do końca własnością Skarbu Państwa do spółek, w których Skarb Państwa ma 100 proc. udziałów - mówi Wojciech Warski, przewodniczący konwentu BCC.

Publikacja: 24.08.2017 21:24

Przedsięwzięcia motywowane politycznie niszczą konkurencję

Foto: rzeczpospolita.tv

Rz: Z powodu nawałnic PZU będzie musiało wypłacić duże kwoty Enerdze i Enei. Co pan sądzi o wspieranej przez rząd idei, by spółki państwowe kupowały usługi w innych firmach państwowych?

Wojciech Warski, przewodniczący konwentu bcc: Sądzę bardzo źle, bo odbywa się to w trybie nakazowym. Firmy państwowe też powinny działać na warunkach rynkowych. Tylko wtedy, kiedy państwowy dostawca usług ma porównywalną ofertę do firmy prywatnej w tej samej dziedzinie, dopuszczam możliwość preferencji tego pierwszego. Ale co do zasady kupowanie czegoś bez przetargów czy konkursów ofert jest działaniem na szkodę spółki, bo wtedy dobra czy usługi nie mogą być kupowane najkorzystniej, czyli na warunkach rynkowych.

Warto zwrócić uwagę, że tzw. spółki Skarbu Państwa wbrew nazwie nie są w 100 proc. państwowe. Rozproszenie akcjonariatu pozwala je kontrolować, nawet gdy skarb ma tylko 20 czy 30 proc. akcji. Z tego wynika, że działanie nie na warunkach rynkowych takich firm odbywa się ze szkodą dla innych akcjonariuszy, prywatnych. I to już podpada pod konkretne przepisy kodeksu handlowego. Za coś takiego zarządy powinny odpowiadać karnie.

Ale zarządy spółek Skarbu Państwa zaklinają się, że to oferty rynkowe i dające oszczędności. Że chodzi tylko o lepsze gospodarowanie majątkiem państwa.

A jak to sprawdziły? Jest wiele przykładów, że wymuszanie rozwiązań gospodarczych bez rachunku ekonomicznego jest szkodliwe dla firm lub ludności, korzystających z ich monopolistycznych usług. Np. wprowadzanie strategii wspierania kopalń przez spółki energetyczne jest ewidentnym działaniem na szkodę tych spółek i zawyża ceny prądu. Jaka tu konkurencyjność i jakie oszczędności? W ten sposób efektów ekonomicznych się nie osiąga, a tylko niszczy konkurencyjność, co w skrajnym przypadku doprowadzi do modelu PRL-owskiego, gdzie wszystko jest państwowe i nic nie jest opłacalne. Prędzej czy później te zarządy, które decydują się na wspieranie przedsięwzięć motywowanych politycznie czy dotowanie innych spółek Skarbu Państwa, muszą liczyć się z odpowiedzialnością. To działania naganne, które będą miały konsekwencje prawne.

Trudno oczekiwać, że państwowy klient będący pod presją, by podpisać umowę z inną firmą państwową, wynegocjuje najlepsze możliwe warunki. Czy można jakoś zweryfikować, czy to się odbywa na warunkach rynkowych?

Już sam brak przetargów czy konkursów ofert, które potwierdziłyby, że odbywa się to na warunkach rynkowych, pozwala nam twierdzić, że tak nie jest. Najgorzej, gdy dochodzi do mechanizmu redystrybucji pieniędzy ze spółek, które nie są do końca własnością Skarbu Państwa do spółek, w których Skarb Państwa ma 100 proc. udziałów.

Wyobraża pan sobie taką autarkię w przyszłości, że państwowe firmy ubezpieczają się tylko w PZU, kredyty biorą w PKO BP i Pekao, mają biura tylko w PHN, auta tankują na Orlenie, wysyłają paczki Pocztą Polską, a pracownicy latają LOT-em i jeżdżą PKP?

Mogę sobie nawet wyobrazić, tyle że najpierw należałoby przeprowadzić konkursy ofert. I proszę bardzo. Jeśli przeloty LOT-em są rzeczywiście najkorzystniejsze, co jest sumą wielu czynników, to dlaczego nie mielibyśmy jego wybierać? Jeśli na Orlenie flota państwowej firmy zapłaci najtaniej – jak najbardziej. Tylko pytanie, czy wtedy nie straci Orlen, rezygnując z części marży, a tym samym jego akcjonariusze? Dopiero po weryfikacji wielu ofert jesteśmy to w stanie ocenić, a nie na zasadzie, że rozpatrujemy jedną i twierdzimy, że jest najlepsza i jest na warunkach rynkowych.

Czy to nie zaburza konkurencji?

Oczywiście tak, zwłaszcza jeśli odbywa się na skalę masową. Uniemożliwia porównywalny rozwój dostawcom podobnych usług. Tracą potencjalnych klientów, czyli nie mogą budować efektu skali. Państwowe firmy wzmacniają się kosztem prywatnych i rozwoju rynku. Mogą potem dyktować warunki. Popatrzmy, do czego doprowadziły takie tendencje w czasach słusznie minionych. Rynek konsumowały podmioty państwowe. Najgroźniejszy dla uczestników rynku jest rezultat końcowy, czyli doprowadzanie do monopoli, gdy konsumenci będą skazani na nierynkową ofertę państwowych dostawców np. prądu, usług pocztowych lub przewozowych.

Skąd się biorą takie pomysły?

Wymyślają to różni ideolodzy, którzy z rzetelnym rachunkiem ekonomicznym nie mają nic wspólnego, są dla swoich wizji skłonni poświęcać cele gospodarcze, natomiast chętnie operują terminami zawierającymi słowo „narodowy". Zwykle doświadczenia biznesowego nie mają, bo inaczej takich decyzji by nie podejmowali. Mają cele polityczne.

Rz: Z powodu nawałnic PZU będzie musiało wypłacić duże kwoty Enerdze i Enei. Co pan sądzi o wspieranej przez rząd idei, by spółki państwowe kupowały usługi w innych firmach państwowych?

Wojciech Warski, przewodniczący konwentu bcc: Sądzę bardzo źle, bo odbywa się to w trybie nakazowym. Firmy państwowe też powinny działać na warunkach rynkowych. Tylko wtedy, kiedy państwowy dostawca usług ma porównywalną ofertę do firmy prywatnej w tej samej dziedzinie, dopuszczam możliwość preferencji tego pierwszego. Ale co do zasady kupowanie czegoś bez przetargów czy konkursów ofert jest działaniem na szkodę spółki, bo wtedy dobra czy usługi nie mogą być kupowane najkorzystniej, czyli na warunkach rynkowych.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację