Potencjał do zagospodarowania

Największy problem polskich firm to niska marżowość. Jeśli zdarzy się coś nieprzewidzianego, spółki nie mają środków, by poradzić sobie z problemem – mówi szef Euler Hermes w Polsce Paul Flanagan.

Publikacja: 24.08.2017 21:31

Paul Flanagan

Paul Flanagan

Foto: materiały prasowe

Rz: Panie prezesie, z jednej strony mamy wzrost gospodarczy w Polsce, w tym roku i w ostatnich miesiącach w miarę dobry, z drugiej strony mamy trochę turbulencji na rynku związanych z polityką. Jak pan ocenia potencjał polskiej gospodarki w ostatnich miesiącach?

Polska gospodarka jest bardzo dynamiczna i stawia na przedsiębiorczość. Duże wrażenie na mnie robi wysoki poziom energii do działania, na wszystkich poziomach. Polska pod względem geograficznym jest w dobrym miejscu, ma dobrych partnerów handlowych, więc jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o kierunek, w którym Polska zmierza. Ale myślę, że są też kwestie, które mogą spowolnić wzrost gospodarczy. Po pierwsze, widoczny jest duży poziom niepewności. Nie widać, aby wiele firm podejmowało inwestycje w Polsce. Zdaje się, że dla równowagi zwiększają zatrudnienie, ponieważ wynagrodzenia nadal są dość niskie. Druga sprawa i to jest to, co najbardziej zaskakuje mnie w Polsce, to fakt, że jest to rynek o ogromnej konkurencyjności. Wydaje się, że cena to najważniejszy czynnik. I to jest OK, cena jest ważna wszędzie, ale w Polsce jest to szczególnie wyraźne. Zaskakuje więc fakt, że marże firm są tu bardzo niskie. Widzimy więc firmy osiągające niezłe wyniki, których obroty rosną, ale ich marże netto i brutto są wyjątkowo niskie, i jeszcze są obniżane. Jeśli więc zdarzy się coś niespodziewanego, poważna awaria, problem z dystrybucją czy z kwestiami finansowo-podatkowymi, to prawdopodobnie nie mają zdolności, żeby uporać się z taką sytuacją, tak jak w przypadku kwestii mających związek z podatkiem VAT. Ogólnie, to są czynniki ograniczające rozwój biznesu w Polsce – brak inwestycji powiązany z brakiem finansowania.

Jeśli chodzi o inwestycje firm, to mamy takie lekkie rozdwojenie jaźni. Z jednej strony mamy firmy, które nie inwestują i inwestycje wewnętrzne są na bardzo niskim poziomie, a z drugiej strony mamy spółki, które dysponują dużymi zasobami finansowymi. Jak pan tę sytuacje postrzega?

Myślę, że chodzi tu o stopę zwrotu z inwestycji. Firmy stwierdzają, że mają środki, i zastanawiają się, co z nimi zrobić. Czy robimy wypłaty dla udziałowców, zatrzymujemy rezerwy na wypadek kłopotów, czy inwestujemy? Jeśli firma ma niskie marże, trudno jest uzasadnić inwestycje długoterminowe. Firmy szukają możliwości inwestowania, ale mamy do czynienia z sytuacją typu Paragraf 22, bo na rynku jest duża konkurencja, a marże bardzo niskie. Wchodzenie w inwestycje to poważna decyzja, jeśli możemy mieć problem ze zwrotem poniesionych nakładów. Firmy powinny mieć odwagę inwestować, ponieważ w ostatecznym rozrachunku to się opłaci. Gromadzenie gotówki przy odsetkach od banku na poziomie 1 czy 2 proc. oznacza faktycznie utratę jej wartości. Muszą więc podjąć decyzję – wchodzić w inwestycje czy nie. Jeśli nie zainwestują, muszą wymyślić, co zrobić z tymi pieniędzmi. W efekcie firmy, całkiem duże przedsiębiorstwa, mówią o wykupie udziałów, o podwyższeniu dywidendy. To jest znak, że udziałowcy nie mają przekonania do inwestycji, bo nie mają pewności uzyskania zwrotu z tego tytułu, nawet długoterminowo.

Jakie główne zagrożenia postrzega pan dla polskich firm, czy nie jest to fakt, że są za bardzo uzależnione od unijnych dotacji, które za kilka lat się skończą, a firmy bardzo zainwestowały w swój rozwój, licząc na to, że ta koniunktura – między innymi związana z inwestycjami publicznymi – będzie wysoka? No, ale w którymś momencie ona się skończy...

Kiedy patrzymy na największe straty z ostatnich lat czy nawet z wcześniejszego okresu – zawsze wiązały się z brakiem finansowania. Finansowanie jest krótkoterminowe i gdy dwa, trzy banki, widząc zadłużenie mówią dość, żądają natychmiastowej wypłacalności, wtedy firmy upadają. Według mnie największe zagrożenie dla firm w Polsce to bardzo niskie marże, niski poziom akumulacji zysków i w efekcie kapitalizacji firm, brak zabezpieczenia zaplecza finansowego. Teraz coraz częściej firmy decydują się na faktoring w celu poprawy finansowania transakcji handlowych. To rozwiązanie jest w pełni zależne od poziomu sprzedaży brutto, jeśli następuje załamanie przychodów, jednocześnie załamuje się też finansowanie.

Jeśli chodzi o uzależnienie od finansowania unijnego, myślę, że pana spostrzeżenie jest słuszne. Jeśli przypomnimy sobie sytuację sprzed kilku lat, gdy mieliśmy poprzedni kryzys w budownictwie, w tym czasie realizowano wiele projektów budowlanych, trwały przygotowania do Euro 2012. Wszystkie te środki wpłynęły na rynek, i wtedy doszło do spadku cen prac budowlanych, ponieważ wszyscy ostro walczyli o zlecenia. A potem ceny materiałów wzrosły i wykonawcy mieli ogromny problem. Tworzy się zamknięte koło, a firmy zbytnio się uzależniają od bieżącej koniunktury. Myślę, że budowanie planów biznesowych, głównie opierając się i na zewnętrznym finansowaniu, jest dość ryzykowne. Trzeba znajdować inne możliwości. Poza tym nie można oczekiwać, że Unia Europejska będzie stale dawać Polsce pieniądze.

Obecnie władze zachęcają firmy do eksportu, do ekspansji międzynarodowej, do internacjonalizacji. Na ile widzi pan zwiększone zainteresowanie gwarancjami kontraktów międzynarodowych?

Tak, oczywiście, to jest ten obszar, w którym zidentyfikowaliśmy potencjał wzrostu, gdy przybyłem do Polski w ubiegłym roku. Jeśli chodzi o naszą ekspozycję, o zabezpieczanie sprzedaży polskich firm, które ubezpieczamy – to w 30 proc. jest to eksport. Zanotowaliśmy w tym obszarze wzrost o 10 proc. od ubiegłego roku i o 50 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat. Polskie firmy zdecydowanie dążą do zwiększenia sprzedaży za granicą i spodziewamy się dalszego wzrostu. Marże są wyższe, rynki większe, a firmy mają możliwości, aby to robić. My również, jako ubezpieczyciel transakcji kładziemy nacisk na działalność proeksportową, rozwijamy produkty pod tym kątem. Myślę, że niedługo również mniejsze firmy zaczną na szeroką skalę myśleć o eksporcie. Standardowo to duże firmy wchodzą w taką działalność jako pierwsze, a potem idą małe firmy, jeśli mają produkt, który chcą eksportować. Kosmetyki to dobry przykład, bo w Polsce istnieją silne marki w tym sektorze. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. To jest duży rynek globalny, jednak silne polskie marki mają dobrą pozycję w zestawieniu z markami międzynarodowymi. Niektóre z nich mogą być bardzo atrakcyjne dla rynków zagranicznych, bo w dużej części są to produkty naturalne, interesujące dla klientów zagranicznych. Takie firmy, posiadające produkty niszowe, też będą realizować duże dostawy, jeśli znajdą kanały dystrybucji i klientów na tych rynkach. Więc nadal będziemy kłaść nacisk na działalność eksportową, która już nieźle się rozwija. Jesteśmy w 80 krajach, więc znamy większość firm pośredniczących w zakupach, poza tym mamy międzynarodową strukturę zajmującą się windykacją należności – jeśli będzie jakiś problem z płatnością na rzecz polskiego eksportera, jesteśmy w stanie również się tym zająć.

CV

Paul Flanagan, prezes zarządu Towarzystwa Ubezpieczeń Euler Hermes. Jest dyplomowanym dyrektorem Institute of Directors oraz ukończył studia MBA. Pracę w grupie Euler Hermes rozpoczął w 1991 r. na stanowisku księgowego. Od kwietnia 2016 r. kieruje biznesem Euler Hermes w Polsce.

Rz: Panie prezesie, z jednej strony mamy wzrost gospodarczy w Polsce, w tym roku i w ostatnich miesiącach w miarę dobry, z drugiej strony mamy trochę turbulencji na rynku związanych z polityką. Jak pan ocenia potencjał polskiej gospodarki w ostatnich miesiącach?

Polska gospodarka jest bardzo dynamiczna i stawia na przedsiębiorczość. Duże wrażenie na mnie robi wysoki poziom energii do działania, na wszystkich poziomach. Polska pod względem geograficznym jest w dobrym miejscu, ma dobrych partnerów handlowych, więc jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o kierunek, w którym Polska zmierza. Ale myślę, że są też kwestie, które mogą spowolnić wzrost gospodarczy. Po pierwsze, widoczny jest duży poziom niepewności. Nie widać, aby wiele firm podejmowało inwestycje w Polsce. Zdaje się, że dla równowagi zwiększają zatrudnienie, ponieważ wynagrodzenia nadal są dość niskie. Druga sprawa i to jest to, co najbardziej zaskakuje mnie w Polsce, to fakt, że jest to rynek o ogromnej konkurencyjności. Wydaje się, że cena to najważniejszy czynnik. I to jest OK, cena jest ważna wszędzie, ale w Polsce jest to szczególnie wyraźne. Zaskakuje więc fakt, że marże firm są tu bardzo niskie. Widzimy więc firmy osiągające niezłe wyniki, których obroty rosną, ale ich marże netto i brutto są wyjątkowo niskie, i jeszcze są obniżane. Jeśli więc zdarzy się coś niespodziewanego, poważna awaria, problem z dystrybucją czy z kwestiami finansowo-podatkowymi, to prawdopodobnie nie mają zdolności, żeby uporać się z taką sytuacją, tak jak w przypadku kwestii mających związek z podatkiem VAT. Ogólnie, to są czynniki ograniczające rozwój biznesu w Polsce – brak inwestycji powiązany z brakiem finansowania.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację