Rz: Co decyduje o tym, że inwestuje pan w dany projekt startupowy?
Sebastian Kulczyk: Moja strategia jest bardzo prosta, szukam spółek, które mają potencjał na globalny rozwój. Zwracam uwagę na skalowalność projektu, młodzi przedsiębiorcy często zapominają, że to temat, o którym warto myśleć już na początku tworzenia biznesu. Drugi element to zespół, sprawdzony team, twórcy projektu, ich profesjonalizm, zaangażowanie i umiejętności. Staram się upewnić, że rozmawiam z ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą w biznesie i potrafią tym zarządzić. Ważne dla mnie jest ich zaangażowanie i duży entuzjazm. A trzeci warunek to istniejąca baza inwestorska.
Inwestuję w firmy technologiczne na całym świecie, tworzące innowacyjne produkty lub świadczące usługi o globalnym potencjale. Dlatego czarnym koniem może okazać się po prostu wyjątkowy pomysł oraz osobowość twórcy, który od razu mnie przekona. Na mojej liście priorytetów inwestycyjnych są projekty z obszaru infrastruktury, cybersecurity, healthtech i fintech.
Mój program InCredibles jest w pełni spersonalizowany, szyty na miarę – oczywiście startupów. Traktuję go jako inwestycję w polski ekosystem startupowy, bo myślę, że mój fundusz otwiera wielu firmom drzwi do pieniędzy i dobrych kontaktów. Ale też działa w drugą stronę, wielu zagranicznym funduszom otwiera oczy, jak duży potencjał ma polski rynek. Muszę jednak zastrzec, że do mojego VC szukam innych projektów niż do InCredibles, spółek na późniejszym etapie rozwoju. Ciagle rozbudowuję zespół, dopracowuję ostateczną strukturę, dlatego nie jestem w stanie przeanalizować setek projektów (w ubiegłym roku do InCredibles zgłosiło się 426 spółek) – skupiam się na tych bardziej zaawansowanych, które mają już swój model biznesowy.
Co jest największą barierą w monetyzacji projektów technologicznych w Polsce? Mamy wiele startupów, ale jakoś na razie nie słychać, by któryś z nim podbił Amerykę czy Azję.