Z kredytami walutowymi wiąże się kilka kwestii. Uważam, że bez problemu rozwiązać można kwestię spreadów. To był instrument, na którym banki zarabiały, ale często bez solidnej podstawy w umowach, np. arbitralnie ustalając z klientami kursy wymiany walut. Sądzę, że w tym przypadku można ustawowo przywrócić równość stron umowy. Warto też pamiętać, że tego typu sprawy były już przedmiotem pozwów sądowych i działań ugodowych, więc nie wymagały dodatkowych rozwiązań ustawowych. Ale w kwestii przewalutowania kredytów frankowych mam pewne wątpliwości. Po pierwsze, te kredyty są spłacane nie gorzej niż pozostałe. Po drugie, co by się stało, gdyby po przewalutowaniu kredytów było konieczne podniesienie stóp procentowych w Polsce? Obawiam się, że „frankowicze" mogliby uznać, że zostali po raz kolejny oszukani. Po trzecie, trzeba mieć również na względzie zagrożenie pozwami międzynarodowymi np. ze strony spółek matek banków polskich, które udzielały kredytów walutowych.
Co pańskim zdaniem jest największą barierą rozwoju polskiej gospodarki?
Wysokie opodatkowanie pracy i stopień skomplikowania oraz niepewności systemu podatkowego. Weźmy za przykład płatników VAT. To jest 1,7 mln podmiotów. Ale połowa najmniejszych płatników, o przychodach do 150 tys. zł rocznie, wpłaciła do budżetu w 2014 roku około 120 mln zł netto z tytułu VAT, przy całkowitych wpływach z tego podatku na poziomie ponad 100 mld zł. Te podmioty więcej wydają na obsługę księgową, niż państwo zyskuje na tym, że są one w systemie VAT. Podobnie jest z podatkiem dochodowym od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Połowa podmiotów ma przychody do 150 tys. zł. Ze względu na to, że od podatku odliczają składki na ZUS i zdrowotną, praktycznie nie płacą podatku. Ale deklaracje muszą wypełniać, prowadzić księgi itp. Dla małego przedsiębiorcy to jest ogromne obciążenie. Dlatego w Polsce praktycznie zawsze, gdy obniżano obciążenia pracy, rosło zatrudnienie.
Rząd nie jest raczej otwarty na jakiekolwiek pomysły, które mogłyby skutkować spadkiem wpływów do budżetu.
Obniżka podatków od pracy nie zmniejszyłaby wpływów do budżetu. Po pierwsze, ze względu na wzrost zatrudnienia mniej było wypłat zasiłków, a po drugie więcej byłoby płacących podatki i składki. Swoją drogą, niedocenianym skutkiem obecnej deflacji w Polsce jest to, że pozytywnie wpływa ona na rynek pracy. Za dotychczasową pensję można kupić więcej, a nominalnie podatki od niej nie rosną.