Cecilia Malmström: Unia musi być tam, gdzie tworzy się wzrost

Globalizacja nie jest nowym zjawiskiem, natomiast rzeczywiście teraz przyspieszyła. Ludzie tego nie rozumieją i mogą stać się łatwym celem populistów – mówi komisarz UE ds. handlu Cecilia Malmström.

Aktualizacja: 06.04.2017 21:53 Publikacja: 06.04.2017 21:36

Cecilia Malmström

Cecilia Malmström

Foto: materiały prasowe

Rz: Po tym jak w Waszyngtonie zainstalowała się administracja nowego prezydenta, słyszymy, że teraz Unia Europejska jest światowym liderem wolnego handlu. Czy to słuszna ocena? I kto będzie jej sojusznikiem?

Nie są to zawody, w których kluczowe byłoby, kto jest pierwszy, a kto jest drugi. Ale prawdą jest, że mamy ambitną politykę handlową. I w związku z niepewnością dotyczącą planów nowych amerykańskich władz skontaktowało się z nami wiele krajów. Żeby przyspieszyć negocjacje czy żeby się upewnić, że jesteśmy ich sojusznikami, jeśli chodzi o promowanie wielostronnych układów handlowych. Lada dzień wejdzie w życie CETA (umowa UE–Kanada – red.), negocjujemy z Japonią, Meksykiem, krajami Mercosur, wkrótce rozpoczniemy rozmowy z Australią, Nową Zelandią, Chile, Indonezją, Filipinami i z Chinami o umowie inwestycyjnej. Sporo krajów, zapełniona agenda. To nie zaczęło się po wyborze Trumpa, kontynuujemy to, co wcześniej zaczęliśmy. Ale widzimy, że dla niektórych krajów ważne jest, żeby właśnie teraz przyspieszyć. Pokazać, że handel jest dobry. Porozumienia nie polegają na tym, że jedna strona traci, a druga zyskuje. Jeśli są dobrze skonstruowane, przynoszą korzyści firmom i konsumentom po obu stronach.

A co dokładnie dzieje się z TTIP, czyli umową z USA?

Nie wiemy. Nowa administracja nie działa jeszcze na pełnych obrotach, nie ma ciągle przedstawiciela ds. handlu i nie mieliśmy okazji z nimi o tym rozmawiać. Wydaje się, że nie jest to ich priorytet, nigdy o tym nie wspominali.

Gdy rozpoczynały się negocjacje TTIP, było słychać, że ma zostać wypracowany złoty standard dla międzynarodowych umów handlowych. Z braku TTIP, co dziś nazwałaby pani złotym standardem?

Na dziś to CETA. Bardzo dobre porozumienie, oparte na wartościach, z wysokiej jakości ochroną środowiska i konsumentów, z bardzo bliskim partnerem, jakim jest Kanada.

Czy to oznacza, że inne porozumienia będą konstruowane według tego wzoru? Np. z Japonią?

Oczywiście każdy kraj jest inny, ale na pewno CETA jest dla nas teraz modelem.

Wahania związane z wolnym handlem nie są ograniczone do USA. W UE też było wiele wątpliwości wokół CETA czy TTIP. Czy płyną z tego jakieś lekcje?

Od początku, gdy zostałam komisarzem ds. handlu, zdecydowaliśmy, że przede wszystkim negocjacje muszą być bardziej przejrzyste i oparte na wartościach. Umowy nie mogą nikogo zmusić do prywatyzowania usług publicznych, muszą chronić środowisko i prawa konsumentów, w negocjacjach musimy uwzględniać interesy różnych środowisk, dlatego np. dużo więcej pracujemy teraz z małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Ale musimy też mieć pewność, że państwa członkowskie prowadzą dialog ze swoimi obywatelami. Powstają nowe miejsca pracy, ale stare znikają. Globalizacja nie jest nowym zjawiskiem, natomiast rzeczywiście teraz bardzo przyspieszyła. Ludzie tego nie rozumieją i mogą stać się łatwym celem populistów. Dlatego kraje muszą inwestować w edukację, szkolenia, sprawić, żeby ludziom było łatwiej zmienić pracę. Musimy się przy tej okazji nauczyć, jak lepiej wykorzystywać unijne fundusze.

Najwięcej protestów przeciw TTIP było w Niemczech i Austrii. Była pani tym zaskoczona?

Niemcami – tak. To przecież największy eksporter w UE i bardzo uzależniony od USA. A więc jeśli łatwiej byłoby eksportować na rynek amerykański, to Niemcy na pewno by skorzystały.

Słychać było głosy, że za niektórymi organizacjami pozarządowymi protestującymi przeciw TTIP mogła stać Rosja. Czy sądzi pani, że ten ruch anty-TTIP był szczery, czy też były tam zewnętrzne próby oddziaływania?

Na pewno są ośrodki zewnętrzne zainteresowane niepowodzeniem TTIP. Czy one były zaangażowane w ten ruch protestu w UE? Tego nie wiem, nie mam na to żadnych dowodów.

Ale na pewno nie były nieszczęśliwe z tego powodu. Putin mówił, że nie podoba mu się TTIP i chciałby jego fiaska.

Kto ma większą motywację do nowych umów handlowych? Czy to inni pukają do naszych drzwi, czy raczej UE wyszukuje partnerów, żeby powiększać swoje strefy wpływu?

UE jest bardzo otwarta, bardzo łatwo z nią robić interesy, nawet bez porozumienia o wolnym handlu. Ale oczywiście kraje chcą mieć więcej korzyści z wielkiego rynku, jakim jest Unia. I my też mamy w tym interes. Bo w najbliższych 10, 20 latach światowy wzrost gospodarczy nie będzie generowany tutaj, ale w innych częściach świata: Chiny, Indie, USA, Ameryka Południowa, w niektórych częściach Afryki. I my musimy tam być, żeby z tego skorzystać. Ale to nigdy nie jest moja decyzja. Zawsze musi być jednomyślna zgoda państw członkowskich na mandat negocjacyjny dla Komisji.

Czy można sobie wyobrazić w najbliższej przyszłości porozumienie o wolnym handlu z Chinami?

Tak. Ale nie teraz. Na razie negocjujemy porozumienie o inwestycjach, żeby zapewnić równe ich traktowanie po obu stronach. Teraz tak nie jest: Unia jest otwarta, ale naszym firmom trudno inwestować w Chinach. Dopiero gdy to nastąpi, możemy zacząć myśleć o negocjacjach nad porozumieniem o wolnym handlu.

CETA została potraktowana jako porozumienie o charakterze mieszanym. To była zaskakująca decyzja Komisji, która wzięła pod uwagę kontrowersje polityczne, ale utrudniła proces ratyfikacji. Czy tak powinno być z porozumieniami handlowymi w przyszłości?

Musimy znaleźć jakąś drogę, żeby móc zawierać porozumienia handlowe, ale żeby ich ratyfikacja nie zajmowała 20 lat. Dlatego wysłaliśmy porozumienie z Singapurem do unijnego Trybunału Sprawiedliwości, żeby dał nam wykładnię, jak należy go traktować. Wiemy świetnie, że 95 proc. porozumień handlowych należy do wyłącznych kompetencji UE, a może 5 proc. budzi wątpliwości. Dlatego dobrze byłoby, że sąd dał nam wytyczne. Wtedy będziemy mogli tak konstruować porozumienia, żeby było to jasne. Co wcale nie znaczy, że państwa nie powinny być zaangażowane, rozmawiać ze społeczeństwem obywatelskim, tworzyć specjalnych komisji parlamentarnych i przychodzić do nas ze swoimi pytaniami i wątpliwościami. Ale w procesie negocjacji możemy to wyjaśniać na wcześniejszym etapie.

Czy CETA może być modelem dla przyszłego porozumienia z Wielką Brytanią po jej wyjściu z UE?

Może być, oczywiście po dostosowaniach do specyfiki tego kraju. Zastanowimy się, gdy już Wielka Brytania będzie wychodzić z UE, i zobaczymy, jak wiele nas dzieli.

Od roku funkcjonuje umowa o wolnym handlu z Ukrainą. Czy jest już pani w stanie ocenić jej efekty dla tego kraju? Słychać czasem zarzuty, że korzystają na niej tylko oligarchowie.

Mało czasu upłynęło, ale widać pozytywne trendy wzrostu eksportu ukraińskiego do UE. Nasze przedstawicielstwo na Ukrainie działa bardzo aktywnie na terenie całego kraju, żeby wciągać małe i średnie przedsiębiorstwa. Oczywiście potrzebne są zmiany instytucjonalne. Zrobili mnóstwo reform, ale trzeba więcej. Nie jest to proste, przecież są w stanie wojny. Ale widać pozytywy, podobnie jak w relacjach z Gruzją i Mołdawią, gdzie podobne umowy funkcjonują dłużej.

CV

Cecilia Malmström, szwedzka polityk Partii Liberalnej. Od 2010 roku unijna komisarz, najpierw spraw wewnętrznych, a od 2014 – ds. handlu. Wcześniej była eurodeputowaną oraz ministrem ds. europejskich w rządzie premiera Fredrika Reinfeldta. Jest politologiem, była wykładowcą na Uniwersytecie w Göteborgu.

Rz: Po tym jak w Waszyngtonie zainstalowała się administracja nowego prezydenta, słyszymy, że teraz Unia Europejska jest światowym liderem wolnego handlu. Czy to słuszna ocena? I kto będzie jej sojusznikiem?

Nie są to zawody, w których kluczowe byłoby, kto jest pierwszy, a kto jest drugi. Ale prawdą jest, że mamy ambitną politykę handlową. I w związku z niepewnością dotyczącą planów nowych amerykańskich władz skontaktowało się z nami wiele krajów. Żeby przyspieszyć negocjacje czy żeby się upewnić, że jesteśmy ich sojusznikami, jeśli chodzi o promowanie wielostronnych układów handlowych. Lada dzień wejdzie w życie CETA (umowa UE–Kanada – red.), negocjujemy z Japonią, Meksykiem, krajami Mercosur, wkrótce rozpoczniemy rozmowy z Australią, Nową Zelandią, Chile, Indonezją, Filipinami i z Chinami o umowie inwestycyjnej. Sporo krajów, zapełniona agenda. To nie zaczęło się po wyborze Trumpa, kontynuujemy to, co wcześniej zaczęliśmy. Ale widzimy, że dla niektórych krajów ważne jest, żeby właśnie teraz przyspieszyć. Pokazać, że handel jest dobry. Porozumienia nie polegają na tym, że jedna strona traci, a druga zyskuje. Jeśli są dobrze skonstruowane, przynoszą korzyści firmom i konsumentom po obu stronach.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację