Rz: Kondycja biznesu targowego w naszej części Europy nie jest najlepsza. Podziela pan tę opinię?
Andrzej Mochoń: Tak, ale nie dotyczy to Polski. Na świecie dominują trzy regiony – Europa, Chiny i Stany Zjednoczone – to tam następuje konsolidacja rynku targowego. Duzi stają się jeszcze większymi, a mniejsi stają się biedniejsi. Jednak w Europie Środkowo-Wschodniej Polska się wyróżnia. To jedyny rynek targowy w Europie, który w tej chwili zdecydowanie rośnie. Kiedyś największym i najlepiej działającym ośrodkiem targowym w tej części naszego kontynentu było Brno, dzisiaj spadło na trzecie miejsce, liderami rynku są targi poznańskie i targi kieleckie. Polska ma swoją specyfikę, w wielu krajach naszego regionu liczy się tylko jeden ośrodek, podczas gdy u nas jest dokładnie odwrotnie. Powstały zupełnie nowe targi, takie jak w Ostródzie czy Rzeszowie. W tej chwili występuje w Polsce nadpodaż ośrodków, potencjał infrastrukturalny targów u nas jest większy niż we wszystkich krajach regionu razem wziętych.
Czy te mniejsze ośrodki mają szansę na utrzymanie?
Utrzymanie się to jest częściowo kwestia polityczna. Na przykład większość ośrodków w Niemczech przynosi straty, natomiast per saldo wykazuje zyski dzięki temu, że organizuje targi w Chinach czy w Rosji przy wsparciu politycznym swojego rządu. Inwestycja targowa jest bardzo kapitałochłonna, zwrot jest bardzo długi, stąd dofinansowanie i poparcie ze strony miast i regionów. Targi przynoszą dochód miastom, które je organizują, a w Niemczech są dodatkowo traktowane jako jedno z podstawowych instrumentów promocji eksportu. W związku z tym tamten kraj jest po prostu zainteresowany utrzymywaniem ośrodków targowych.
Dlaczego targów w Polsce zrobiło się tak dużo?