Skala roszczeń będzie ogromna

Jako zagraniczny inwestor z dużym niepokojem patrzymy na pojawiającą się niepewność regulacyjną na rynku odnawialnych, źródeł – mówi Anecie Wieczerzak-Krusińskiej prezes Eco-Wind Construction, spółki zależnej CEZ Polska Jaromír Pečonka.

Publikacja: 13.03.2016 20:00

Skala roszczeń będzie ogromna

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rz: CEZ rozwija się w Polsce od dziesięciu lat. Jednak w biznesie odnawialnych źródeł energii (OZE), który zajmuje priorytetowe miejsce w strategii waszej grupy, przez większość czasu czekacie na stabilne regulacje na naszym rynku. Ale te się nie pojawiają. Jak w związku z tym patrzycie na rozwój w Polsce?

Jaromír Pečonka: Polska jest dla CEZ rynkiem strategicznym. Chcemy rozwijać tu działalność i pełnić rolę inwestora strategicznego. Nasza obecność ma charakter długofalowy. Nie planujemy likwidacji spółek w Polsce ani wycofania się z działalności z tej części Europy. Śledzimy otoczenie regulacyjne i możliwości inwestowania. A stabilność prawa i regulacji ma dla nas kluczowe znaczenie. Jako zagraniczny inwestor z dużym niepokojem patrzymy na pojawiającą się niepewność regulacyjną na rynku OZE. Rozdźwięk w komunikatach płynących ze strony rządu tym bardziej jest dla nas trudny do zrozumienia.

No właśnie, są deklaracje ministra rozwoju o budowaniu gospodarki niskoemisyjnej, a przeczą temu działania Ministerstwa Energii i ostatnia inicjatywa posłów PiS w zakresie inwestowania w farmy wiatrowe.

Docierają do nas zapowiedzi dużych zmian w ustawie o OZE, która przy udziale wielu ekspertów była wypracowywana od 2011 r. Gdy został opublikowany jej ostateczny kształt, dokonaliśmy optymalizacji naszych projektów. Dziś natomiast, po zapowiedziach ze strony rządu, nie mamy nawet pewności, czy zostanie utrzymany aukcyjny system wsparcia przewidziany w tej ustawie (wsparcie w postaci 15-letniego kontraktu na odbiór energii miały otrzymać źródła najbardziej efektywne kosztowo – red.), do którego przygotowywaliśmy już projekty. Jednocześnie w ostatnich dniach opublikowano poselski projekt ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych.

Ten projekt budzi dziś chyba największe obawy branży.

Zapisy projektu mówiące o zakazie lokowania turbin wiatrowych w odległości od zabudowań mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości całej budowli – co przekłada się na zasięg 1,5–2,5 km – zahamują rozwój nowych elektrowni wiatrowych. Nie biorą one przy tym pod uwagę istniejących już regulacji, które każą uwzględniać oddziaływanie hałasu na gospodarstwa przy lokowaniu inwestycji. Takie rozwiązanie było dobre i wystarczające. Być może potrzebne było jedynie wzmocnienie wykonania. Przyjęcie ustawy w tym kształcie doprowadzi też do bankructwa już uruchomionych elektrowni wiatrowych. Ustawa wprowadza zmianę definicji budowli. Oprócz uwzględniania – jak do tej pory – fundamentu i wieży bierze się pod uwagę także pozostałą część instalacji, w tym gondolę wraz z łopatami. Przełoży się to w rezultacie na pięciokrotne podwyższenie podatku od nieruchomości. Dodatkowo ustawa nakłada na operatorów elektrowni wiatrowych obowiązek uzyskania co dwa lata pozwolenia na eksploatację, za którego wydanie Urząd Dozoru Technicznego pobierze opłatę w wysokości do 1 proc. wartości inwestycji. To oznacza mocny cios dla inwestorów i dodatkowe koszty. Jest to szczególnie rażące i niezrozumiałe, biorąc pod uwagę skalę oraz dotychczasową politykę w zakresie odnawialnych źródeł energii. Nie rozumiemy też, dlaczego tak ważna ustawa procedowana jest bez szerokich konsultacji społecznych i nie zawiera szczegółowej oceny wpływu tej regulacji na gospodarkę.

Jaka może być skala wspomnianych bankructw?

Biorąc pod uwagę założenia biznesowe dla tego typu projektów, obawiam się, że większość branży może zbankrutować. Rację bytu przestaną mieć w szczególności spółki zajmujące się rozwojem projektów. Większość operatorów istniejących elektrowni nie ma zabezpieczonej kontraktami długoterminowymi sprzedaży zielonych certyfikatów (wydawane są one dziś produkującym prąd z OZE jako rodzaj wsparcia – red.), a wiec jest narażona na zmienność cen giełdowych. Na wynik wpływają także inne zobowiązania. Inwestorzy często ponoszą koszty obsługi długu zaciągniętego na inwestycję, przy czym banki finansują zwykle ok. 70–80 proc. wartości projektu. Te przepisy uderzą więc nie tylko w inwestorów, ale i banki. Sytuacja ta oznacza utratę trwałej wartości inwestycji i konieczność aktualizacji ich wartości do realnej wysokości wartości bilansowej. Co więcej, gminy stracą wpływy do lokalnych budżetów. Podatki od zainstalowanych dziś ok. 5,4 tys. MW zapewniają im rocznie ok. 620–630 mln zł. Farmy wiatrowe powstają też na gruntach prywatnych osób, które utracą przychody z dzierżawy gruntu.

Gdyby te przepisy weszły w życie, co oznaczałoby to dla Eco-Wind Construction i CEZ jako właściciela?

Sprawi to, że nie będą dla nas opłacalne zarówno akwizycje na rynku elektrowni wiatrowych, jak i rozwijanie własnych projektów. Niemożliwy stanie się też jakikolwiek zwrot z zainwestowanego kapitału. W portfelu mamy projekty o łącznej mocy ok. 400 MW, z czego część z nich jeszcze przed uzyskaniem pozwolenia na budowę. Dlatego czujemy się mocno narażeni na ryzyko związane z wejściem w życie takich przepisów. Dla nas oznaczają one utratę środków zainwestowanych dotąd w energetykę wiatrową w Polsce.

Jakiego rzędu to są kwoty? Co zrobicie, by je odzyskać?

Nie ujawniamy wielkości nakładów poniesionych na rozwój. Ale jeśli nie będzie możliwości rozwoju biznesu w Polsce, to albo będziemy się starali sprzedać posiadane projekty elektrowni – choć obawiam się, że w tej sytuacji niekoniecznie znajdzie się nabywca na te projekty – albo będziemy rozważać dochodzenie swoich praw na drodze innych regulacji. Mogę tylko powiedzieć, że działania podobne do planowanych przez CEZ rozważa większość inwestorów. Skala ewentualnych roszczeń i odpisów może być znacząca, biorąc pod uwagę fakt, iż do tej pory na rozwój elektrowni wiatrowych w Polsce wydano ok. 32 mld zł.

W Polsce stawia się węgiel i OZE na dwóch biegunach. Czy połączenie ognia z wodą jest możliwe?

To jest nie tylko możliwe, ale i nieuniknione. Wszystkie kraje UE mają zobowiązania w zakresie udziału energii z OZE na 2020 rok. Przy czym większość wskazuje dziś ten cel, patrząc na rok 2030 i dalej. Bo redukcja emisji nie będzie możliwa bez rozwoju OZE. Jednak bezpieczeństwa systemu elektroenergetycznego nie można dziś budować tylko na OZE. Nadal trzeba budować nowoczesne konwencjonalne jednostki wytwórcze, bo ktoś musi odpowiadać za rynek i jego stabilność. Zatem potrzebujemy także takich jednostek, które mają zdolności regulacyjne i mają możliwości większej dyspozycyjności dla bilansowania systemu. Miks energetyczny nie może wykluczać nowoczesnych technologii węglowych. Przy jego tworzeniu należy znaleźć równowagę między źródłami konwencjonalnymi i odnawialnymi. Największe szanse na pogodzenie ognia z wodą daje wykorzystanie wysokosprawnej kogeneracji.

CV

Jaromír Pečonka jest związany z grupą CEZ od 2005 roku. Dziś jest dyrektorem operacyjnym, członkiem zarządu CEZ Polska. Jest też prezesem spółki zależnej Eco-Wind Construction, rozwijającej projekty farm. Absolwent Wyższej Szkoły Górniczej-Uniwersytetu Technicznego w Ostrawie i Executive MBA, Thunderbird, The Garvin School of International Management.

Rz: CEZ rozwija się w Polsce od dziesięciu lat. Jednak w biznesie odnawialnych źródeł energii (OZE), który zajmuje priorytetowe miejsce w strategii waszej grupy, przez większość czasu czekacie na stabilne regulacje na naszym rynku. Ale te się nie pojawiają. Jak w związku z tym patrzycie na rozwój w Polsce?

Jaromír Pečonka: Polska jest dla CEZ rynkiem strategicznym. Chcemy rozwijać tu działalność i pełnić rolę inwestora strategicznego. Nasza obecność ma charakter długofalowy. Nie planujemy likwidacji spółek w Polsce ani wycofania się z działalności z tej części Europy. Śledzimy otoczenie regulacyjne i możliwości inwestowania. A stabilność prawa i regulacji ma dla nas kluczowe znaczenie. Jako zagraniczny inwestor z dużym niepokojem patrzymy na pojawiającą się niepewność regulacyjną na rynku OZE. Rozdźwięk w komunikatach płynących ze strony rządu tym bardziej jest dla nas trudny do zrozumienia.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację