Radosław Majdan: Pokazanie znanej twarzy to nie wszystko. W biznes trzeba się zaangażować

Z Radosławem Majdanem, prezesem wybierającej się na NewConnect spółki Vabun, rozmawia Kamil Majcher.

Aktualizacja: 05.03.2018 13:27 Publikacja: 05.03.2018 12:59

Radosław Majdan, prezes spółki Vabun.

Radosław Majdan, prezes spółki Vabun.

Foto: Archiwum

Od lat jest pan w show-biznesie. Rozpoznawalność pomaga czy przeszkadza w robieniu biznesu?

Nie ma co się czarować ani być hipokrytą – to pomaga. Natomiast nie jest kluczem do sukcesu. W biznes trzeba się zaangażować. Jeżeli ktoś myśli, że pokazanie znanej twarzy spowoduje, że jego produkt czy biznes będzie działał bez zaangażowania, poświęcenia czasu i merytorycznego przygotowania to jest w błędzie. Każdy biznes wymaga znajomości rynku. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że potrzebuję wsparcia, by się dalej rozwijać. Na swojej biznesowej drodze spotkałem Roberta Krassowskiego ze spółki MBF Group. Dzięki jego przygotowaniu merytorycznemu firma Vabun nabrała rozpędu. Osobiście bardzo dużo czasu poświęcam Vabun. Uczestniczę w każdym projekcie spółki.

Skąd wzięła się u pana żyłka do biznesu? Vabun jest pierwszą założoną przez pana firmą?

Jest to mój pierwszy biznes, któremu poświęcam czas i zaangażowanie. Perfumy Vabun tworzyłem od samego początku. Wcześniej prowadziłem inne biznesy. Miałem m.in. bary w Szczecinie. Nie byłem jednak dobrze przygotowany do biznesu w branży gastronomicznej i można przewidzieć, jak to się skończyło. W dzisiejszych czasach nie zarabia się łatwych pieniędzy. Pieniądze trzeba wypracować i dać coś od siebie. Zawsze na początku muszę mieć pomysł, który musi mi się podobać po to, by oferować go innym. Zależy nam, by biznes dobrze prosperował, ale też na tym, by użytkownicy byli zadowoleni. Bardzo często jest tak, że jeżeli ktoś wypróbuje naszych perfum, to się do nich przekonuje i nie używa już innych.

Wielu kolegów z boiska obecnie prowadzi własne biznesy?

Trudno powiedzieć. Każdy radzi sobie jak może. Przykładowo Dariusz Gęsior inwestował na giełdzie, a Kazimierz Węgrzyn i Tomek Frankowski – w nieruchomości. Z kolei Tomasz Wieszczycki handlował instrumentami pochodnymi. Wielu byłych piłkarzy jest komentatorami sportowymi. Okres po zakończeniu kariery jest bardzo trudny dla każdego piłkarza. Wielu ma problem z tym, co dalej robić. Kibice nie zdają sobie sprawy z tego, że po zakończeniu kariery ciężko się odnaleźć. Jest to swojego rodzaju życie po życiu. Ja akurat miałem dużo szczęścia, bo po zakończeniu kariery od razu pracowałem w Polonii Warszawa jako trener bramkarzy i dyrektor sportowy, a więc bezboleśnie to przeszedłem.

Wspomniał pan, że niektórzy koledzy z boiska inwestują na giełdzie, a pan interesuje się giełdą?

Sam na giełdzie nie czyniłem większych inwestycji, natomiast wcześniej inwestowałem w nieruchomości. 3,5 roku temu, podpisując umowę inwestycyjną z notowaną na NewConnect spółką MBF Group, zobowiązaliśmy się, że docelowo spółka Vabun także powinna wejść na giełdę. Do takiego scenariusza przekonał mnie Robert Krassowski. Ja też zrozumiałem, że do pewnego momentu możemy ten biznes sami prowadzić, ale giełda da nam transparentność i wiarygodność, a także pieniądze na rozwój.

Ludzie show-biznesu inwestują na giełdzie?

Myślę, że nie tak samo jak piłkarze. Ludzie z show-biznesu nie mają czasu, by czytać wiadomości ze spółek i je analizować. Nie potrafię wymienić znajomych, którzy aktywnie inwestowaliby na giełdzie. W szatni piłkarskiej częściej rozmawialiśmy z kolegami o biznesach, ponieważ nasze relacje były lepsze. W show-biznesie jest jednak konkurencja i ograniczone zaufanie. Nikt nie chce wyjść na osobę, która chwali się swoimi przedsięwzięciami czy pieniędzmi. Jak powszechnie wiadomo, w show-biznesie nie ma dużych przyjaźni, dlatego przy okazji spotkań rozmawia się raczej o wszystkim i o niczym.

Giełda często przyciąga do siebie też hazardzistów, którym się wydaje, że mogą na niej zarobić fortunę w krótkim czasie. Z hazardem mają problem też piłkarze. Z czego to wynika?

Kiedyś w Polsce był z tym bardzo duży problem, ale obecnie też jest z tym kłopot. Problem ten dotyczy zarówno młodych piłkarzy, jak i tych starszych, którzy skończyli już kariery. Młodym chłopakom często brakuje wyobraźni. Młodzi ludzie uczą się na swoich błędach, a nie na cudzych. Część z nich jest po prostu hazardzistami. Jest to tak samo mocne uzależnienie jak w przypadku np. alkoholizmu. Kluby starają się pomagać zawodnikom. Jest wiele tragedii. Nagle kończy się kariera i zostają z długami. Takim ludziom trzeba pomagać, bo to jest poważny nałóg. Oni często bez pomocy nie potrafią sobie z tym poradzić. Jeżeli chodzi o byłych piłkarzy, to myślę, że często po prostu w hazardzie szukają tej adrenaliny, którą niegdyś mieli na boisku.

Wróćmy do Vabuna. Konkurencja na rynku perfum i kosmetyków jest bardzo duża. Czym spółka chce się wyróżniać?

Na rynku rzeczywiście panuje bardzo duża konkurencja. Rywalizując z najlepszymi zagranicznymi markami, które na rynku są od wielu lat i na promocje wydają miliony dolarów uważam, że musimy się wyróżniać jakością za przystępną cenę. Nasze produkty są światowej klasy. Dla mnie najważniejszym oprócz zapachu jest trwałość perfum. Jest to priorytet. Naszą ofertę kierujemy do klasy średniej, czyli do ludzi, którym zależy na tym, by ładnie pachnieć, ale nie chcą wydawać 300–400 zł na perfumy. 100-ml flakonik naszych perfum kosztuje 99 zł.

Rozmawiamy z klientami i słuchamy ich opinii. Cały czas czerpiemy informację zwrotną, w którym kierunku mamy iść i się rozwijać. Chcemy, by nasze męskie perfumy podobały się kobietom. Perfumy męskie robi się dla kobiet. To one bardzo często kupują mężczyznom te perfumy, które im się podobają. Intensywność i długotrwałość naszych perfum wynika też z tego, że komponenty do nich sprowadzamy z Francji i Stanów Zjednoczonych. Korzystamy z tych samych półproduktów, co znane światowe marki.

O dalszych planach spółki Vabun, osiąganych przez nią wynikach finansowych, a także planach debiutu na rynku NewConnect przeczytaj w całym wywiadzie z Radosławem Majdanem na www.parkiet.com

 

CV

Radosław Majdan jest byłym bramkarzem. W swojej karierze grał m.in. w: Pogoni Szczecin, Wiśle Kraków czy Polonii Warszawa. Obecnie jest celebrytą i prezesem spółki Vabun. Działająca od końca 2014 r. firma zajmuje się produkcją i dystrybucją wyrobów kosmetycznych dla mężczyzn i kobiet pod marką własną Vabun. Blisko 51 proc. jej akcji, dających 38,2 proc. głosów na walnym, posiada notowana na małej giełdzie spółka MBF Group.

Od lat jest pan w show-biznesie. Rozpoznawalność pomaga czy przeszkadza w robieniu biznesu?

Nie ma co się czarować ani być hipokrytą – to pomaga. Natomiast nie jest kluczem do sukcesu. W biznes trzeba się zaangażować. Jeżeli ktoś myśli, że pokazanie znanej twarzy spowoduje, że jego produkt czy biznes będzie działał bez zaangażowania, poświęcenia czasu i merytorycznego przygotowania to jest w błędzie. Każdy biznes wymaga znajomości rynku. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że potrzebuję wsparcia, by się dalej rozwijać. Na swojej biznesowej drodze spotkałem Roberta Krassowskiego ze spółki MBF Group. Dzięki jego przygotowaniu merytorycznemu firma Vabun nabrała rozpędu. Osobiście bardzo dużo czasu poświęcam Vabun. Uczestniczę w każdym projekcie spółki.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację