Polska skorzysta na robotach

Jeśli Polska chce konkurować na globalnym rynku jakością, musi przyspieszyć automatyzację, bo została w tyle za Czechami. Mogą na tym skorzystać branże: motoryzacyjna, spożywcza i meblarska – mówi szef duńskiej firmy Universal Robots Jürgen von Hollen.

Aktualizacja: 03.03.2017 06:44 Publikacja: 02.03.2017 19:47

Polska skorzysta na robotach

Foto: materiały prasowe

Universal Robots powstało w 2005 r., a już jest światowym liderem w produkcji tzw. kobotów czyli robotów współpracujących z ludźmi. Jak w tak krótkim czasie przeszliście drogę od start-upu do globalnej firmy?

Złożyło się na to kilka powodów. Pierwszy z nich to technologia, która jest unikalna. Z kilku elementów takich jak m.in. łatwe oprogramowanie, lekka waga i elastyczność stworzono pakiet, który jest zupełnie odmienny od tego, co znał tradycyjny rynek robotów. To jednak nie wszystko, bo nie zawsze lepszy produkt odnosi sukces. Poza technologią chodzi też o sukces komercyjny i o to, aby firma była nastawiona na rynek i sprzedaż. Poza tym nasze działania zbiegły się z oczekiwaniami rynku. Timing był fantastyczny.

Z waszych robotów korzystają takie światowe marki jak np. BMW, Bosch, Nissan Johnson & Johnson i Continental. Trudno przekonać gigantów do użycia kobotów?

To zależy. Sedno tkwi w tym, czy rozumieją, co oferujemy poprzez nasze koboty. Wielu myli je z tradycyjnymi robotami, ale koboty są inne ? lekkie, elastyczne i łatwo je zaprogramować. Jeśli klient to rozumie, szybko dochodzi do zakupu. W styczniu zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie w Ameryce Północnej. Do naszego zespołu przemówił jeden z klientów. Była to najlepsza przemowa sprzedażowa jaką słyszałem. On wykorzystuje i rozumie koboty. Żyje produktem. Z drugiej strony mamy klientów, którzy używają kobotów w sposób tradycyjny i mówią tylko, że są OK. Co ciekawe, nawet jak duża firma ma montownie w kilku miejscach w kraju, to nie działają one równie szybko, bo jedne wdrażają koboty, a inne nie. Dużo zależy od tego, czy pracownicy wielkich firm doceniają korzyści z ich użycia. Ważne jest myślenie nieszablonowe.

Ile kobotów sprzedaliście na świecie w 2016 r.?

Bardzo dużo, ale nie mogę mówić o liczbach. Nasz udział w światowym rynku przekracza 50 proc. Sprzedaliśmy więcej robotów współpracujących niż wszyscy nasi konkurenci łącznie.

Pracował pan w ośmiu krajach w Europie, Ameryce, Azji i Afryce. Gdzie koboty mogą liczyć na najcieplejsze przyjęcie?

Nie zależy to od kontynentu czy kraju. Powody, dla których ludzie kupują roboty są bardzo różne. Często pytam klientów, dlaczego się na to decydują? Czy liczą na szybki zwrot inwestycji? A oni mówią – nie. Jeden z nich wskazał na pracownicę i powiedział, że od osiemnastu lat wykonuje ona tę samą powtarzalną pracę i że on zna jej męża. I jak jej ramię lub kręgosłup odmówi posłuszeństwa, będzie to także jego problem. Żyją w małej społeczności i on nie może na to pozwolić. Teraz jej pracę wykonuje kobot, a ona sprawdza jakość. Nie chodzi więc tylko o zwrot inwestycji, ale np. bezpieczeństwo, jakość, powtarzalność pracy robotów.

Macie już swoje biura sprzedaży m.in. w Chinach, Indiach i USA, a co z Koreą Południową – najbardziej zrobotyzowanym krajem świata?

Właśnie stamtąd wróciłem. Tam też już wystartowaliśmy i mamy biuro. Konkurencja na rynku tradycyjnych robotów jest duża. Musimy edukować rynek. To jeden z minusów bycia pionierem. To jednak nie tylko kwestia klientów, ale też kanału dystrybucji. Nasi partnerzy sprzedają tradycyjne roboty. Ich też musimy przekonać, że sprzedajemy coś innego. To wyzwanie.

Jakie rynki uznajecie za najbardziej perspektywiczne?

Teraz za takie postrzegamy, i nie tylko my, obie Ameryki, ale czy tak będzie, czas pokaże. Nikt tak naprawdę nie wie, co się zdarzy, bo mówimy o rynku, który rozwija się w niesamowitym tempie. Ważna na pewno będzie Azja, w szczególności Chiny.

A Europa? Jak wytłumaczyć, że Czechy są drugim po Niemczech krajem, w którym używa się najwięcej robotów?

Czechy koncentrują się na właściwym doborze branż i skutecznie przyciągają inwestycje, szczególnie te z branży motoryzacyjnej. Są blisko Niemiec i struktura poddostawców jest tam naprawdę rozbudowana. Logistyka jest łatwa i robienie biznesu też. Rząd się stara. Zachodnie firm czerpią wiele korzyści z działalności w Czechach.

A co z Polską? Może zastąpić Czechy na drugim miejscu w Europie i pierwszym w Europie Środkowej i Wschodniej?

Z punktu widzenia populacji i logistyki Polska ma wszystkie atuty. Różnicą jest struktura przemysłu. Jest rozdrobniony, zróżnicowany i porozrzucany. To duże wyzwanie, bo jeśli idzie o infrastrukturę – to, co zrobiliście w ostatnich dziesięciu latach, jest imponujące. Polska jest dla nas rynkiem strategicznym. Spodziewamy się tam dużego wzrostu. Od 1 lutego br. mamy w Polsce pierwszego pracownika. Zajmie się sprzedażą. Wasze główne wyzwanie to brak siły roboczej. Jeśli chcecie konkurować na globalnym rynku jakością, musicie przyspieszyć automatyzację, bo zostaliście w tyle za Czechami i Słowacją.

Które sektory polskiego przemysłu poza motoryzacją mogą skorzystać najbardziej na użyciu kobotów?

Sektor spożywczy, dóbr konsumpcyjnych – szczególnie meblarski, który wymaga dokładnej powtarzalnej pracy, często w trudnych warunkach, które mogą źle wpływać na zdrowie pracowników. Można go łatwo zautomatyzować.

Nastawiacie się w Polsce na duże firmy czy sektor MŚP?

Na obie grupy.

Ilu macie dystrybutorów w Polsce?

Pięciu.

Będzie ich więcej?

W 2016 r. zwiększyliśmy ich liczbę z jednego do pięciu. W br. mniej ważna jest ich liczba, ale to jak mogą wesprzeć nasz biznes i jak efektywnie zbudujemy zintegrowaną sieć.

Jak widzi pan wpływ automatyzacji na rynek pracy? Jeszcze kilka lat temu bano się zastąpienia pracowników przez roboty. Teraz już nikt się tego nie obawia. Było wiele publikacji na ten temat. W styczniu br. ciekawy raport nt. automatyzacji opublikował McKinsey.

Jakie są jego wnioski?

Po pierwsze adaptacja technologii nie postępuje tak szybko, jak można by się spodziewać. Szybkość tego procesu nie jest więc zagrożeniem. Jutro wszystko nie będzie zautomatyzowane. Ludzie nie zostaną wyrzuceni. Zmieni się ich rola. Będą np. nadzorować koboty, bo te wymagają współpracy. One zwiększają wydajność produkcji i podnoszą jej jakość. Wizja naszej firmy to wzmocnienie ludzi, a nie technologii. Dajemy szansę ludziom, aby roboty wykonały specyficzne prace, których oni już nie chcą wykonywać. Wystarczy spojrzeć wstecz. Zawsze były obawy przed innowacjami, ale one kreują nowe role dla ludzi. Zastosowanie robotów wręcz chroni miejsca pracy, bo firmy, które nie będą ich używać, nie utrzymają się na rynku. Bardziej więc chronimy miejsca pracy i kreujemy nowe, o wyższym standardzie, niż je odbieramy.

Jaka jest cena kobota?

Taka sama dla wszystkich europejskich dystrybutorów. Bardziej niż o cenie warto powiedzieć o okresie zwrotu inwestycji. To już mniej niż 200 dni. To najszybszy okres zwrotu na rynku robotyki.

Jak przekonałby pan społeczeństwo, że użycie kobotów jest bezpieczne?

Sam pytam klientów: jak przekonują pracowników, aby stanęli obok kobotów. Koboty są tak zaprogramowane, że po dotknięciu zatrzymują się, ale zawsze zalecamy firmom ocenę ryzyka. Mówię klientom: nasz robot jest bezpieczny, ale wiele zależy od tego, co z nim zrobisz. Podobnie jak z autem. Jeśli będziesz robił z nim co zechcesz, to będzie to niebezpieczne. Zapewniamy wszelkie standardy bezpieczeństwa. Nie jest ono problemem.

Universal Robots jest bardzo ważne dla duńskiej gospodarki. Wiem, że wkrótce po objęciu stanowiska prezesa zadzwonił do pana duński premier. Zdziwił się pan?

Pewnie. Nie dzieje się tak w wielu firmach, ale ta jest jedną z wiodących w Danii. To lider przemysłu 4.0. Firma pracuje nad fundamentalną zmianą automatyzacji całej światowej gospodarki. Wystarczy spojrzeć na różne rankingi i zestawienia firm doradczych, a także na listę naszych nagród. Universal Robots to także ikona duńskiego designu. Premier pytał o nasze plany, dalszy rozwój.

To prawda, że po dwóch latach podwajania sprzedaży w br. chcecie ją potroić?

Tak. Inwestujemy mnóstwo czasu i pieniędzy w skalowanie biznesu. W 2016 r. podwoiliśmy zatrudnienie. Zatrudniamy najlepszych, najdroższych specjalistów. Moją rolą jest wyniesienie firmy na szczyty i wykorzystanie możliwości, jakie mamy teraz. Jeśli przez 2-3 lata utrzymamy 50-60 proc. udziału w światowym rynku, naszej konkurencji będzie bardzo trudno. Chcemy być liderem rynku i co najmniej podwajać sprzedaż rok do roku. Zatrudniamy ekspertów, których nie zadowala wzrost na poziomie 10-15 proc. Wierzymy w sukces. Mamy super produkt. Rynek czeka. Wszystko zależy od nas.

Nie dziwię się, że amerykańskie Teradyne Inc. kupiło Universal Robots...

Teradyne doskonale rozumie rynek i technologie. Chce zdywersyfikować działalność. Rynek zautomatyzowanych urządzeń testujących, na którym Teradyne jest czołowym dostawcą, jest dojrzały w przeciwieństwie do rynku kobotów. Korzystamy z wiedzy Teradyne w zakresie doskonalenia jakości produkcji. Przychód Teradyne też jest naprawdę duży (1,64 mld dolarów w 2015 r. – red.). To partnerstwo, które umożliwi nam kontynuację sukcesu.

CV

Jürgen von Hollen - prezes Universal Robots od października 2016 r. Wcześniej był prezesem działu wykonawczego rozwiązań inżynieryjnych w Bilfinger SE. Stanowiska kierownicze piastował też w Daimler-Chrysler Services, Deutsche Telecom i Pentair. Ukończył Henley Management College w Wielkiej Brytanii oraz Brock University w Kanadzie.

Universal Robots powstało w 2005 r., a już jest światowym liderem w produkcji tzw. kobotów czyli robotów współpracujących z ludźmi. Jak w tak krótkim czasie przeszliście drogę od start-upu do globalnej firmy?

Złożyło się na to kilka powodów. Pierwszy z nich to technologia, która jest unikalna. Z kilku elementów takich jak m.in. łatwe oprogramowanie, lekka waga i elastyczność stworzono pakiet, który jest zupełnie odmienny od tego, co znał tradycyjny rynek robotów. To jednak nie wszystko, bo nie zawsze lepszy produkt odnosi sukces. Poza technologią chodzi też o sukces komercyjny i o to, aby firma była nastawiona na rynek i sprzedaż. Poza tym nasze działania zbiegły się z oczekiwaniami rynku. Timing był fantastyczny.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację