Thomas A. Schmid: Brexit uderzy we wszystkich

„Twarde"wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej spowoduje pogorszenie sytuacji na brytyjskim rynku motoryzacyjnym, mówi się nawet o spadku o ok. 7 proc. A to odbije się na wynikach – mówi prezes Hyundai Motor Europe Thomas A. Schmid.

Aktualizacja: 26.01.2017 19:06 Publikacja: 26.01.2017 18:22

Thomas A. Schmid

Thomas A. Schmid

Foto: materiały prasowe

Rz: Hyundai ma za sobą dobry rok w Europie – sprzedaliście prawie pół miliona aut. Czy sądzi pan, że w 2017 r. uda się wam powtórzyć takie wyniki?

Skupiamy się teraz na premierze naszego nowego SUV i mam nadzieję, że pomoże nam to osiągnąć przynajmniej taki wzrost, jak w 2016 r., kiedy nasza sprzedaż rosła szybciej niż rynek. Tak było chociażby w Polsce. Liczę, że i w 2017 r. pomoże nam silna oferta, bo Tucson sprzedaje się nadal doskonale, mamy nowego i30, uzupełni się gama Ioniqa, bo pojawi się również hybryda podłączana do gniazdka elektrycznego.

Nie obawia się pan jednak, że w tych optymistycznych europejskich oczekiwaniach może przeszkodzić Brexit?

Nie jesteśmy jedynymi, którzy obawiają się skutków Brexitu, w najlepszym razie niekorzystne skutki ograniczą się tylko do problemów z kursem funta. Na razie nie ucierpieliśmy z powodu decyzji Brytyjczyków. Nasz zeszłoroczny biznesplan wykonaliśmy bez kłopotu. Jednocześnie jednak, to co w przyszłości zrobi rząd brytyjski, jest jedną wielką niewiadomą. Czy czeka nas „twarde" czy też „miękkie" lądowanie. Wersja „twarda" spowoduje z pewnością pogorszenie sytuacji na brytyjskim rynku motoryzacyjnym, mówi się nawet o spadku o ok. 7 proc. To z kolei doprowadzi do sytuacji, że cały rynek europejski urośnie zapewne nie więcej, niż o 1 proc., bo każda marka ucierpi z powodu kłopotów Wielkiej Brytanii. Tak. Obawiam się, że Brexit uderzy we wszystkich, więc także i w Hyundaia, i takie ryzyko mamy wliczone w naszym biznesplanie. Mimo to zamierzamy zwiększać sprzedaż.

Hyundai ma za sobą bardzo trudny rok na świecie. Jak pan myśli, dlaczego w Europie wasza marka ma łatwiej?

Jeśli spojrzeć na strukturę naszej firmy, widać, że postawiliśmy na produkcję lokalną. I bardzo rzadko zdarza się, że sprzedajemy samochody na rynkach, na których ich nie produkujemy. W Stanach Zjednoczonych wyniki były gorsze od oczekiwanych, ponieważ najwięcej sprzedano tam furgonetek, których my nie produkujemy, wystąpił też niespotykany popyt na SUV, a my nie mogliśmy nadążyć z dostawami. Z tych powodów Hyundai Motor zdecydował się na zbudowanie nowej fabryki w Meksyku i przeniesienie tam części produkcji z fabryki w Alabamie. Dlatego 2017 powinien być dla nas lepszy niż rok 2016. Innym problemem, tym razem już dla wszystkich, nie tylko dla Hyundaia, jest sytuacja na rynku rosyjskim, nie mówiąc już o Brazylii, gdzie mamy do czynienia z prawdziwą zapaścią w sprzedaży. Zresztą i rynek indyjski, bardzo dla nas ważny, także złapał zadyszkę. Natomiast w Chinach zdecydowaliśmy się na otwarcie kolejnej, piątej fabryki, więc mamy podstawy, aby oczekiwać dobrych wyników w przyszłości. Jak więc widać powody, dla których Hyundai poza Europą miał trudne czasy są oczywiste. Natomiast rynek europejski jest stabilny i poza Brexitem przewidywalny. Auta, które produkujemy w naszej europejskiej fabryce, trafiają w gusta konsumentów i fabryka w Nosovicach, skąd wyjeżdżają tucsony, jest w stanie w razie potrzeby zwiększyć produkcję.

Powiedział pan, że kłopoty na rynku amerykańskim rozwiąże fabryka w Meksyku. Nie obawiacie się, że polityka nowej administracji spowoduje nałożenie podatku granicznego, przez co meksykańskie hyundaie nie będą już tak konkurencyjne?

Na razie tak naprawdę nic nie wiadomo. Prezydent Trump co chwilę zapowiada jakieś ograniczenia. Trudno uwierzyć, że nie zdaje sobie sprawy, że wszyscy, którzy sprzedają auta w Stanach Zjednoczonych, mają swoje fabryki w Meksyku. Przecież nie jest wykonalne produkowanie dóbr na rynek amerykański wyłącznie w Ameryce. Hyundai ma już swoją fabrykę w USA i w przyszłości, kiedy prezydent Trump rzeczywiście spełni swoje groźby, nie będziemy mieli innego wyjścia, jak inwestować więcej w USA, niż w Meksyku. Na razie to wielka niewiadoma.

Coraz częściej słyszymy na rynku, że czasy SUV powoli przemijają. Że konsumenci teraz będą chcieli kupować limuzyny. Nawet wasza „siostrzana" marka Kia pokazała swoje sztandarowe auto Stingera w Detroit i nie jest to SUV. Czy i Hyundai będzie miał nową limuzynę?

Jesteśmy gotowi na wszystko. Ale wszystkie badania na rynku pokazują, że popyt na SUV przetrwa. Dwa największe rynki na świecie – chiński i amerykański – odnotowują wzrost sprzedaży właśnie takich modeli. Jeśli chodzi o limuzyny, to już dzisiaj mamy bardzo kompletną ofertę. Natomiast inny widoczny trend, to rosnący popyt na ekoauta. Też za nim podążamy.

W takim razie Kia powie: w porządku, znów pokonamy Hyundaia?

Na razie nie obawiam się takiej sytuacji, ponieważ Kia nadal sprzedaje na świecie o półtora miliona aut mniej niż Hyundai. Nie zmienia to faktu, że ostro ze sobą konkurujemy. Taki jest biznes. Z tym że nasze pozycje rynkowe są inne – oni mają być marką młodą, dynamiczną, sportową. My z kolei bardziej dojrzałą. Jeśli w Volkswagenie pani zapyta, czy Skoda bądź Seat są dla nich konkurencją, odpowiedź będzie podobna. Ale taka jest właśnie strategia: każda marka ma swoją grupę konsumentów, do których kieruje ofertę.

Jeśli mówimy o różnych grupach konsumentów, to do kogo kieruje pan ofertę luksusowego Genesis?

Do konsumenta bardzo wymagającego, takiego który wybiera auta segmentu premium. W tej chwili bardzo ostrożnie studiujemy sytuację i to, w jaki sposób wprowadzić na rynek Genesis. Zrobiliśmy to już w Korei, w Stanach Zjednoczonych, mamy plany dla Chin i Rosji. W Europie dajemy sobie na to dwa lata. Na razie przyglądamy się, jak postępował Nissan z Infiniti czy Toyota z Lexusem. Zamierzamy jednak stworzyć własny biznesmodel, nie będziemy nikogo kopiować.

Nissan chcą wejść na rynek europejski z Infiniti zdecydował, że topowe modele będą wyjeżdżały z europejskiej fabryki. Może to jest pomysł?

Dzisiaj dwa największe rynki na auta premium i luksusowe są w Niemczech i W. Brytanii. I jeśli W. Brytania nie będzie już w Unii Europejskiej, mogą się pojawić potężne kłopoty. Wszystkie plany są dopiero przed nami. Na razie nie ma pomysłu produkowania Genesis w Europie.

Powiedział pan, że zadowolony jest pan z wyników sprzedaży na polskim rynku. Jak ważny jest nasz rynek dla Hyundai Europe?

Polska, to szósty co do wielkości kraj w Europie, porównywalny terytorialnie i liczbą ludności z Hiszpanią. Wasza gospodarka stale rośnie. I z tego, co teraz widzimy, polski rząd wreszcie postanowił postawić na auta nowe, a nie sprowadzanie z zagranicy leciwych modeli. W tej sytuacji nasza prognoza dla rynku polskiego jest bardzo optymistyczna, bo potencjał wzrostu, praktycznie dla wszystkich jest ogromny. W 2016 roku zwiększyliśmy sprzedaż i udział w rynku. To nie tylko zasługa nowych modeli, poprawiliśmy również sieć dilerską, mamy już dobry zespół i mogę otwarcie powiedzieć, że jestem zadowolony z pozycji Hyundaia w Polsce. I mam ogromne oczekiwania co do przyszłości. Oczywiście, że trochę jeszcze dzieli nas w Polsce od wyników Kia, ale znów: nie postrzegam tego jako zagrożenie, tylko jako motywację, byśmy byli trochę bardziej ambitni.

CV

Thomas A. Schmid ma 55 lat. Absolwent Uniwersytetu Wiedeńskiego, gdzie skończył ekonomię i prawo. Z Hyundai Motor Europe jest związany od maja 2013 r., początkowo odpowiadał za sprzedaż oraz floty. Szefem europejskiego Hyundaia został w 2015 r.

Rz: Hyundai ma za sobą dobry rok w Europie – sprzedaliście prawie pół miliona aut. Czy sądzi pan, że w 2017 r. uda się wam powtórzyć takie wyniki?

Skupiamy się teraz na premierze naszego nowego SUV i mam nadzieję, że pomoże nam to osiągnąć przynajmniej taki wzrost, jak w 2016 r., kiedy nasza sprzedaż rosła szybciej niż rynek. Tak było chociażby w Polsce. Liczę, że i w 2017 r. pomoże nam silna oferta, bo Tucson sprzedaje się nadal doskonale, mamy nowego i30, uzupełni się gama Ioniqa, bo pojawi się również hybryda podłączana do gniazdka elektrycznego.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację