Rz: Hyundai ma za sobą dobry rok w Europie – sprzedaliście prawie pół miliona aut. Czy sądzi pan, że w 2017 r. uda się wam powtórzyć takie wyniki?
Skupiamy się teraz na premierze naszego nowego SUV i mam nadzieję, że pomoże nam to osiągnąć przynajmniej taki wzrost, jak w 2016 r., kiedy nasza sprzedaż rosła szybciej niż rynek. Tak było chociażby w Polsce. Liczę, że i w 2017 r. pomoże nam silna oferta, bo Tucson sprzedaje się nadal doskonale, mamy nowego i30, uzupełni się gama Ioniqa, bo pojawi się również hybryda podłączana do gniazdka elektrycznego.
Nie obawia się pan jednak, że w tych optymistycznych europejskich oczekiwaniach może przeszkodzić Brexit?
Nie jesteśmy jedynymi, którzy obawiają się skutków Brexitu, w najlepszym razie niekorzystne skutki ograniczą się tylko do problemów z kursem funta. Na razie nie ucierpieliśmy z powodu decyzji Brytyjczyków. Nasz zeszłoroczny biznesplan wykonaliśmy bez kłopotu. Jednocześnie jednak, to co w przyszłości zrobi rząd brytyjski, jest jedną wielką niewiadomą. Czy czeka nas „twarde" czy też „miękkie" lądowanie. Wersja „twarda" spowoduje z pewnością pogorszenie sytuacji na brytyjskim rynku motoryzacyjnym, mówi się nawet o spadku o ok. 7 proc. To z kolei doprowadzi do sytuacji, że cały rynek europejski urośnie zapewne nie więcej, niż o 1 proc., bo każda marka ucierpi z powodu kłopotów Wielkiej Brytanii. Tak. Obawiam się, że Brexit uderzy we wszystkich, więc także i w Hyundaia, i takie ryzyko mamy wliczone w naszym biznesplanie. Mimo to zamierzamy zwiększać sprzedaż.
Hyundai ma za sobą bardzo trudny rok na świecie. Jak pan myśli, dlaczego w Europie wasza marka ma łatwiej?