Robią to już banki, zwłaszcza te mające oparcie w swoich międzynarodowych spółkach matkach. Teraz swoją ściągę dla eksporterów upublicznia Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. Takich inicjatyw nigdy dość, skoro eksport to koń pociągowy naszej gospodarki, przyspieszający w tempie ponad dwa razy większym niż PKB.

Głównie z eksportu żyją u nas fabryki AGD, telewizorów, autobusów czy aut osobowych. Swojej szansy za granicą coraz śmielej szukają producenci żywności – od wędlin czy drobiu po mleczarzy. Akcje uświadamiające przedsiębiorcom szanse (ale i zagrożenia), jakie czekają nań za granicą, wzmocnią ten trend. Mamy tu jeszcze spore rezerwy. Po pierwsze, szansę dają polskim przedsiębiorcom traktaty handlowe, jakie zawiera UE. Jest już niedoceniana moim zdaniem umowa CETA z Kanadą. A po dojściu do władzy w USA Donalda Trumpa, mistrza protekcjonizmu, do Unii ustawiła się długa kolejka krajów chcących wynegocjować umowy o wolnym handlu. W czerwcu UE dogadała się już w tej sprawie z Japonią, a do końca roku ma dobić targu z Meksykiem i krajami Ameryki Południowej. Zapowiada też rozmowy z Australią i Nową Zelandią.

Tymi umowami polskie firmy powinny się zainteresować. Tym bardziej że – to po drugie – na naszym krajowym rynku robi się już ciasno. Dostęp do 38 mln konsumentów był z jednej strony błogosławieństwem, ale z drugiej – przekleństwem, skoro nie zmuszał do wyjścia za granicę i konkurowania z rywalami na światowych rynkach.

Ta komfortowa sytuacja się zmienia, a krajowa konkurencja – zaostrza. Dlatego przyspieszy konsolidacja dość rozdrobnionej dziś struktury polskich firm, której sprzyjać będzie zmiana pokoleniowa (pionierzy odchodzą na emeryturę i często nie mają następców). W efekcie – to po trzecie – z planktonu maluchów wyłonią się wzmocnione przedsiębiorstwa, na tyle duże, by móc prowadzić ekspansję za granicą. Eksport jeszcze przyspieszy. I długo jeszcze będzie koniem pociągowym polskiej gospodarki.