Na rynku coraz więcej jest przecieków dotyczących chętnych do zakupu największej platformy sprzedażowej w kraju, ale wśród potencjalnych kupujących nie ma już przepychających się przy mniejszych transakcjach Wirtualnej Polski, Onetu czy Interii (choć jeszcze parę miesięcy temu pojawiały się w spekulacjach prasowych i te serwisy). Być może wielka platforma o stricte handlowym charakterze nie do końca pasuje do strategii tych grup, ale wątpliwe, by – nawet gdyby pasowała – było je na nią stać. 2 mld dolarów to kwota, do jakiej dostęp mogą mieć tylko wielcy gracze międzynarodowi, głównie finansowi.

Jeśli Allegro, ósma co do wielkości według danych Gemiusa grupa internetowa w Polsce, rzeczywiście trafi do stajni eBaya, zostanie wchłonięta przez wielki międzynarodowy organizm i zapewne szybko z rynku zniknie jej marka oraz odrębna strategia. Wprawdzie na pocieszenie zyskamy wreszcie lokalny oddział od dawna oczekiwanego tu jednego z wielkich międzynarodowych e-sklepów, ale mimo to trochę szkoda lokalnej marki, która przez lata była prymusem na miejscowym e-rynku.

Jeśli ostatecznie zainwestują w Allegro inwestorzy finansowi, być może za jakiś czas, gdy zrealizują dzięki niemu i zwyżkom w e-handlu swoje finansowe cele, będzie jeszcze do odzyskania przez lokalnych graczy. Na razie jednak wciąż możliwe jest, że po raz kolejny zrealizuje się scenariusz, w którym lokalna platforma powstała na wzór międzynarodowego giganta stanie się filią tegoż koncernu, zatracając przy okazji swoją lokalną osobowość.

eBay gładko pozbędzie się też silnej lokalnej konkurencji, co akurat wcale nie będzie takie korzystne dla dzisiejszych e-klientów. No i będzie musiało zniknąć z rynku powiedzenie, które weszło już do potocznego języka jako sposób na rekomendowanie sprawdzonych znajomych w internecie: „Polecam tego Allegrowicza".