Podatek handlowy wszedł w życie 1 września, a niedawno rząd przyjął projekt ustawy ochronnej dla polskich dostawców żywności, by poprawić ich pozycję w negocjacjach, np. z hipermarketami. Wkrótce zapewne dojdzie do tego zakaz handlu w większość niedziel, a jeśli to nie pomoże, mogą pojawić się kolejne restrykcje na wzór francuski, umożliwiające wręcz blokowanie budowy nowych obiektów sieciowych.
PiS chce najwyraźniej upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu, a więc uderzyć w zagraniczne sieci, wspomóc małe polskie sklepiki, połechtać mile rolników i dostawców żywności, zyskać poklask tych, którzy muszą pracować w niedziele. Przy okazji budżet mógłby sporo zarobić, bo podatek handlowy miał dać nawet 3 mld zł w skali roku.
Niestety, może być zgoła inaczej. Sieci handlowe już zaczynają unikać podatku, dzieląc się na mniejsze spółki, które znajdą się pod progiem, od którego danina jest pobierana. Dlatego już teraz mówi się o znacznie mniejszych wpływach i nowelizacji ustawy, by system uszczelnić.
Podobnie pewnie będzie z ochroną dostawców żywności, bo okazało się, że projekt odpowiedniej ustawy może zmusić sklepy do importu tej zagranicznej. Natomiast zamiast dnia wolnego w niedzielę wielu pracowników sklepów może stracić pracę. Bo zamiast kupować w sobotę konsument, może zrobić niedzielne zakupy gdzie indziej. Na przykład w kwiaciarni. Tak, tak, w kwiaciarni, bo od zakazu handlu w niedzielę projekt „Solidarności", który ma mocne poparcie w PiS, przewiduje wyjątki. Oprócz kwiaciarni mogą być otwarte piekarnie, stacje benzynowe czy sklepy z pamiątkami.
Nietrudno sobie wyobrazić, że obrosną w handel i inne usługi, a w większych sklepach nagle może się pojawić dużo pamiątek. Być może kwiaciarnia stanie się namiastką galerii handlowej, będzie tam szwarc, mydło i powidło, a może i pralnię się dobuduje. Polacy będą tam przychodzić, bo życie nie znosi próżni.