Ministerstwo Finansów właśnie ogłosiło, że przekaże TVP 800 mln zł pożyczki z Funduszu Reprywatyzacji, wypłacanej w kolejnych transzach wraz z realizacją konkretnych zadań. To nie pierwsza próba ratowania upadającego kolosa. W zeszłym roku wskutek decyzji politycznej Bank Gospodarstwa Krajowego wykupił za 300 mln zł obligacje wyemitowane przez słabnącą spółkę. Ze sprawozdania dla rady nadzorczej i Rady Mediów Narodowych wynika, że miniony rok TVP zamknęła stratą 180 mln zł.

Ostatnie dwa lata to nie tylko seria porażek finansowych na Woronicza. Także oglądalność głównych kanałów TVP spada na łeb na szyję. Jeszcze w lipcu zeszłego roku flagowa telewizyjna Jedynka była współliderem oglądalności, generując ponad 10 proc. udziału w rynku. Gorzej było w grupie komercyjnej (wciąż jednak niemal 7 proc. udziału). Ale jakiś czas temu zaczęła się równia pochyła. W ciągu roku TVP 1 spadła w tej grupie poniżej 5 proc. i po raz pierwszy jest outsiderem tzw. wielkiej czwórki, co w oczywisty sposób przekłada się na załamanie przychodów z reklam.

Prawo i Sprawiedliwość wciąż jednak pakuje ogromne pieniądze z kieszeni podatników w kulejącą machinę propagandową. Nasuwa się pytanie: jaki to ma sens? Niegdyś potężne publiczne Jedynka i Dwójka mają dziś wspólnie w grupie komercyjnej zaledwie ok. 10 proc. udziału w rynku telewizyjnym. W normalnych okolicznościach zarząd takiej spółki zostałby odwołany za wyjątkową niegospodarność. O jakiej skuteczności propagandowej może mówić szef TVP swoim przełożonym, skoro doznał tak wielkiej straty, w tym głównie w kategorii wiekowej między 19. a 46. rokiem życia? Zwłaszcza w dobie internetu jest to wręcz wzorcowy strzał w stopę.

W zeszłym roku Jacek Kurski tłumaczył złą sytuację finansową TVP przerostem kadr o 300–350 osób. Rozpoczęły się więc czystki, które objęły ponad 200 osób. Rzekoma nadwyżka kadrowa nie przeszkodziła jednak Kurskiemu zatrudniać „swoich" ludzi. Prezes dał pracę 75 specjalistom i 33 kierownikom z pensjami w wysokości ok. 10 tys. zł miesięcznie oraz 53 dyrektorom i siedmiu doradcom zarządu z wynagrodzeniem dwukrotnie wyższym. Jasne jest, że to towarzystwo trzeba nakarmić. Ale czy wyrzucanie w błoto publicznych pieniędzy należy przykrywać obłudną formą pożyczki? Z tym już naprawdę trudno się pogodzić.