Rząd przez rok wprowadził podatek bankowy oraz obrotowy w handlu, co przyjęto jako uderzenie w kapitał zagraniczny. W bankach dominują te z centralami poza Polską, podobnie wygląda czołówka branży handlowej. Co więcej, konstrukcja akurat tego podatku i wysoka kwota wolna oznaczają, że zapłaci go w sumie tylko ok. 100–200 firm, z czego ponad 90 proc. będą stanowiły firmy zagraniczne.

Rząd nie ukrywa zapędów repolonizacyjnych w bankach, w handlu nikt poważny jeszcze o tym nie powiedział, ale kto wie? Dlatego trudno się dziwić, że wiele firm postanawia dla świętego spokoju spróbować przynajmniej z Polski wyjść. Może potencjał jest, ale wyzwania nie mniejsze, a nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie legislacja. Spółki Skarbu Państwa robią coraz więcej interesów w zamkniętym gronie, nadzór milczy, zatem kierunek zmian jest oczywisty.

Transakcje to również naturalny element krajobrazu gospodarczego, ale ich obecne natężenie wydaje się wyjątkowo duże. Zobaczymy, kto będzie je finalizował, ponieważ jeśli na zakupy ruszą kolejne fundusze zagraniczne, to będzie widać, że kapitał ma zaufanie do obecnej polityki gospodarczej. Jeśli duże zakupy będą realizować tylko spółki państwowe, to sytuacja będzie jasna.

Węgry po zmianach politycznych też ruszyły przeciwko kapitałowi zagranicznemu, z części kontrowersyjnych rozwiązań się wycofały, ale kapitał zagraniczny został mocno poturbowany. Część firm handlowych się wycofała, ale nie wszystkie. Jak będzie u nas? Wiele firm może nawet chcieć się z Polski wycofać, ale muszą jeszcze znaleźć nabywcę. To nie musi być wcale proste.