Zakład za pół miliarda euro to samograj – niewątpliwie przyczyni się do gospodarczego rozwoju tej części kraju. No i oczywiście to spory ładunek prestiżu. Przyciągnięcie takiej firmy – rozpoznawalnej na świecie i stosunkowo rzadko na świecie inwestującej – jest pozytywnym sygnałem. Nieoficjalnie wiadomo, że rząd nad inwestycją Daimlera sporo się napracował, chwała mu więc za to. Gratuluję skuteczności.

Wśród tych pochwał warto jednak nie zapominać o paru rzeczach. Ostry konflikt polityczny, częste wypowiedzi prominentnych polityków sceptycznych wobec „obcych" firm, nowe podatki, ryzyko obniżenia ratingu – to nie są komfortowe warunki dla zagranicznych inwestorów.

Oczywiście, jeżeli będą przekonani, że nad Wisłą można robić dobre interesy, będą inwestować. Tyle że najlepsze interesy robi się w warunkach stabilnej, rosnącej gospodarki. Na razie taką mamy, ale naiwnością byłoby sądzić, że zagraniczne kręgi gospodarcze nie obserwują uważnie tego, co się dzieje w naszym kraju.

Istnieje więc niebezpieczeństwo, że inwestycja Daimlera stanie się listkiem figowym w warunkach pogarszającego się klimatu dla zagranicznych firm. A sceptykom łatwo będzie zamknąć usta stwierdzeniem, że przecież ściągnęliśmy Mercedesa.

Tymczasem polska gospodarka potrzebuje zarówno mocnych polskich firm, jak i dziesiątek czy setek Daimlerów. Co może niepokoić, do tej drugiej potrzeby przykłada się jakoś ostatnio znacznie mniejszą wagę.