Dzisiaj widać już, że akurat w przypadku tego rynku przyszłość nie musi być wcale czarno-biała, ponieważ obydwa kanały doskonale się uzupełniają i niekoniecznie muszą ze sobą wprost konkurować.

Nawet towary wielkogabarytowe, jak choćby meble czy duży sprzęt AGD, Polacy chętnie w internecie kupują. Jednak konsumenci, choć do tej metody robienia zakupów systematycznie się przekonują, po raz kolejny pokazali, jak wielkimi są oportunistami.

Część towarów w sieci kupują chętnie, inne wolą na stronach internetowych tylko przeglądać, a transakcję sfinalizować w tradycyjnym sklepie. W drugą stronę podąża podobna grupa, która z kolei na polowanie wybiera się do centrum handlowego, ale kupuje głównie przez internet, już po powrocie do domu. Jeszcze inne wyroby, jak luksusowe dodatki czy biżuteria, słabo sprzedają się w sieci, ponieważ ich nabywcy wolą kupić je podczas wizyty w butiku.

Dlatego firmy chcące odpowiedzieć na obecne potrzeby klientów muszą być obecne we wszystkich kanałach sprzedaży. Słowo „multikanałowość" odmieniane jest na branżowych konferencjach przez wszystkie przypadki, ponieważ takie podejście jest faktyczną przyszłością branży handlowej. Z jednej strony tradycyjne sklepy nie mogą sobie pozwolić na ignorowanie e-handlu, ale z drugiej internetowi sprzedawcy coraz silniej integrują swoje działania z butikami marek, jakie oferują.

Walka nie rozgrywa się wyłącznie na ceny, klienci coraz większą uwagę zwracają na to, kiedy towar faktycznie do nich dotrze, niezależnie od tego, gdzie zawrą umowę zakupu. Nikt nie musi być w tej walce z góry skazany na porażkę.