Za wiele tu zmiennych. Niedawno eksperci spodziewali się osłabienia złotego, tymczasem nasza waluta pręży muskuły: jest najsilniejsza od ponad roku wobec euro, a od pięciu miesięcy wobec dolara. To wiadomość i dobra, i zła zarazem. Cieszy ciułających waluty na letnie wyjazdy i tych, których wydatki zależą od kursu dolara – od tankujących benzynę po importerów ciuchów i elektroniki.

Silny złoty to jednocześnie ból głowy polskich eksporterów, inkasujących wspólną walutę za towary i usługi. I choć kurs euro jest nadal powyżej „progu bólu", poniżej którego zaczęliby tracić, biznes ma powody do obaw. Bo tym, czego najbardziej nienawidzi, jest zmienność kursów. Gdy waluty wsiadają na rollercoastera, żadna firma nie nadąży z cięciem kosztów i dostosowywaniem się do nowych warunków.

Przez ostatnie kilka lat zmienność notowań złotego była mała, co po części tłumaczy malejące poparcie dla jego zamiany na euro. Teraz jednak kurs jest znacznie bardziej rozchwiany. Dlatego gdy wagonik ze złotym na pokładzie pomknie za jakiś czas ostro w dół, spodziewam się, że przybędzie głosów za przyjęciem euro i ograniczeniem ryzyka kursowego.