Dane o koniunkturze, takie jak indeksy PMI, sugerują, że również pierwszy kwartał 2017 r. powinien być dla niej dobry. Wskazują poprawę nawet u takich „słabych ogniw", jak Francja czy Włochy. Gospodarka strefy euro może w tym roku jeszcze wielokrotnie pozytywnie zaskoczyć inwestorów. Można nawet powiedzieć, że zbytnio nie doceniają oni potencjału kryjącego się w Europie.

Pamiętajmy jednak, że koniunktura w gospodarce to nie wszystko. Kluczowe problemy strefy euro wciąż są dalekie od rozwiązania. Zapewne kwestia pomocy finansowej dla Grecji zostanie w ciągu kilku tygodni jakoś przepchnięta przez euromachinę biurokratyczną, ale jak wiele czasu minie, zanim grecki problem powróci? Kto może zagwarantować, że za pięć czy dziesięć lat Grecja nadal będzie należała do strefy euro?

Prawdę mówiąc, nikt nie może dać 100 proc. gwarancji, że w Eurolandzie pozostanie jeden z jego głównych filarów – Francja. Nawet jeśli w maju francuscy wyborcy nie wybiorą na prezydenta Marine Le Pen, to wciąż będą musieli stawiać czoło problemowi odzyskania konkurencyjności przez ich gospodarkę wewnątrz unii walutowej, do której ta gospodarka i model społeczny nie bardzo pasują.

Problemem, który może się pojawić na horyzoncie, jest też kwestia niezależności Europejskiego Banku Centralnego. Ożywienie gospodarcze w Europie Zachodniej to w poważnym stopniu skutek tego, że EBC skutecznie w ostatnich latach osłabiał euro. Do Eurolandu wraca jednak inflacja, która będzie odczuwana silniej w jego zdrowszych krajach.

Do tych zdrowszych pod względem gospodarczym państw zaliczają się Niemcy, których elity już zaczynają narzekać na luźną, inflacjogenną politykę pieniężną EBC. Będą więc naciski, by bank zaczął ograniczać programy stymulacyjne. Strefa euro podnosi się więc pod względem gospodarczym, ale polityczne ryzyko wciąż stanowi zagrożenie dla tego ożywienia.