W 2018 r. minimalna miesięczna płaca będzie wynosić 2100 zł brutto – zdecydował we wtorek rząd. W porównaniu z prognozowanym przeciętnym wynagrodzeniem w całej gospodarce sięgnie już ok. 47,3 proc. Jeszcze dziesięć lat temu relacja ta wynosiła 38 proc. Rząd ustalił też, że minimalna stawka godzinowa wyniesie 13,70 zł.

Płacowe minimum na poziomie ponad 47 proc. średniej mocno zbliża nas do najbardziej „hojnych" pod tym względem państw. Do tej grupy należą Francja (gdzie według danych OECD za 2015 r. płaca minimalna sięga 50 proc. tej przeciętnej), Słowenia (49 proc.) czy Luksemburg (45 proc.). Relatywnie najniższy poziom minimalnych zarobków OECD notuje w Czechach, Grecji i Hiszpanii (31–33 proc.).

W Polsce najniższe zarobki rosną szybko (od 2007 r. zwiększyły się już o 114 proc.), m.in. ze względu na wskazanie w odpowiedniej ustawie, iż docelowo mają one sięgać 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Tego celu bardzo pilnują związki zawodowe, choć zdaniem organizacji przedsiębiorców trzeba być z tym bardzo ostrożnym. Zdaniem BCC zmiany płacy minimalnej powinny być przede wszystkim związane ze wzrostem wydajności pracy. – Relacja płac musi odzwierciedlać wydajność pracowników – podkreśla Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. – Jeśli płaca minimalna jest wyższa, skłania to przedsiębiorców do nieoficjalnego zatrudniania pracowników.

Pod względem nominalnej wysokości płacy minimalnej Polska zajmowała 11. miejsce w UE (na 21 państw, które stosują taki mechanizm), a po uwzględnieniu poziomu cen – 9.