Skąd Marine Le Pen i Emmanuel Macron mają pieniądze na kampanię?

We Francji istnieją duże ograniczenia w finansowaniu prezydenckiej kampanii wyborczej. Marine Le Pen nie uchyliła dotąd rąbka tajemnicy odnośnie swoich finansów. Skąd Le Pen i Macron mają pieniądze?

Aktualizacja: 06.05.2017 21:52 Publikacja: 06.05.2017 19:49

Skąd Marine Le Pen i Emmanuel Macron mają pieniądze na kampanię?

Foto: AFP

W USA prezydencka kampania wyborcza jest droga: Hillary Clinton wydała na nią 1,2 mld dolarów, zwycięzca – Donald Trump zadowolił się 647 mln. Oboje otrzymali od bogatych biznesmenów datki przekraczające nawet 20 mln dolarów, czyli ok. 18,3 mln euro. We Francji taka suma wystarczyłaby na sfinansowanie całej kampanii wyborczej. Nad Sekwaną kandydaci mogą bowiem w pierwszej turze wydać najwyżej 16,8 mln euro. Dla finalistów w drugiej turze suma ta wzrasta o ok. 5 mln euro. A zatem Emmanuel Macron i Marine Le Pen mogą wydać po 22,5 mln euro.

Górna granica

Francuska ordynacja wyborcza ogranicza nie tylko ogólne koszty, ale ustala także, kto może finansowo wspierać kandydatów. Pojedyncze osoby mogą ofiarować partii po 7500 euro rocznie, a na rzecz kampanii kandydata na urząd prezydenta najwyżej 4600 euro. Firmom i innym osobom prawnym – z wyjątkiem partii i ruchów politycznych – całkowicie zabrania się finansowania kandydatów.

Ma to zapobiec nieuczciwemu wpływowi z zewnątrz, przy jednoczesnym zachowaniu równych szans – mówi Marcus Obrecht, politolog z Uniwersytetu we Fryburgu. – To rozsądne rozwiązanie – dodaje.

Jak poszczególni kandydaci finansują swoją kampanię, wiadomo dopiero później. Wtedy bowiem muszą rozliczyć się w Narodowej Komisji ds. Finansowania Partii (CNCCFP).

Liczne pojedyncze datki...

Ale już teraz znane są niektóre sumy. „En Marche", powstały w ubiegłym roku ruch polityczny Macrona, zebrał do końca marca br. 9 mln euro. Pieniądze pochodziły od 35 tys. osób, które wpłaciły średnio po 257 euro.

W marcu Macron przyznał, że wziął prywatny kredyt w wysokości 8 mln euro – we francuskim banku, nie podał jednak jego nazwy. We Francji nie jest to niczym niezwykłym.

– Kandydaci mogą pożyczać pieniądze – od banków, ale także firm czy osób prywatnych – mówi Guillaume Duval, redaktor naczelny francuskiego miesięcznika „Alternatives Economiques" w rozmowie z DW. – To może być także sposób na ominięcie ograniczeń – dodaje. Nie zawsze wiadomo, na jakich warunkach zostały te kredyty przyznane. Po wyborach państwo zwraca tym kandydatom, którzy uzyskali co najmniej 5 proc. głosów, prawie połowę wydatków na kampanię wyborczą.

Także lewicowy kandydat Jean-Luc Mélenchon zaciągnął kredyt w wysokości 8 mln euro.

... i wielkie kredyty

Marine Le Pen nie uchyliła dotąd rąbka tajemnicy odnośnie swoich finansów. Pytania DW w tej sprawie pozostały bez odpowiedzi. Jednak w odróżnieniu od Macrona Le Pen może liczyć na wsparcie dobrze sytuowanej partii – utworzonego w 1972 roku przez jej ojca Jean-Marie Le Pena Frontu Narodowego (FN). Ze składek partyjnych 85 tys. członków nie da się jednak sfinansować kampanii wyborczej.

Finansowanie FN jest co rusz przedmiotem dochodzeń. Obecnie francuska prokuratura sprawdza, czy w ostatnich latach naruszone zostały ustawowe wytyczne dot. finansowania partii. Bliskim FN firmom zostały wystawione bowiem nieprawdziwe rachunki przez specjalnie utworzone mikropartie.

Wiele pytań budzi także finansowanie pochodzące z kredytów FN. Latem 2016 partia ta wystąpiła do rosyjskiego banku o kredyt w wysokości 3 mln euro. Już dwa lata wcześniej Marine Le Pen otrzymała od rosyjskiego prywatnego banku 9 mln euro. O warunkach spłaty nic nie wiadomo. Prezydent Rosji Władimir Putin przyjął Le Pen 24 marca br. Była to jej czwarta wizyta na Kremlu.

Szara strefa

Francuska prokuratura sprawdza ponadto, czy Marine Le Pen nadużyła urzędu jako posłanka do Parlamentu Europejskiego, angażując opłacanych przez Brukselę pracowników do zadań związanych z FN. Jak wykazało dochodzenie Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF), Parlament Europejski obciął Le Pen świadczenia, poza tym liderce FN grozi utrata immunitetu.

Również firmy mogłyby oferować nieodpłatnie swoich pracowników kandydatom na urząd prezydenta, mówi dziennikarz Guillaume Duval. – To wprawdzie niedozwolone, ale trudne do skontrolowania – mówi.

W marcu br. lekarz Jean-Jacques Mourad musiał zrezygnować ze swoich obowiązków jako doradca ds. polityki zdrowotnej w zespole Emmanuela Macrona. Wcześniej okazało się, że koncern farmaceutyczny Servier finansował jego udział w kilkudziesięciu konferencjach.

Ze względu na swoją poprzednią pozycję jako partner w banku inwestycyjnym Rothschild, przypuszcza się, że Macron ma wielu wpływowych zwolenników ze świata biznesu.

Wkrótce w sądzie: były prezydent Nicolas Sarkozy

Były prezydent Nicolas Sarkozy miał też wielu zamożnych zwolenników. W kampanii wyborczej w 2012 roku wydał znacznie więcej niż zezwala prawo. Dlatego wkrótce stanie przed sądem. Jego poprzednik Jacques Chirac został w 2011 skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu, ponieważ jako mer Paryża w latach 90. opłacał ze skarbu państwa około 30 osób, które nie pracowały dla administracji miasta, tylko dla jego partii.

W USA prezydencka kampania wyborcza jest droga: Hillary Clinton wydała na nią 1,2 mld dolarów, zwycięzca – Donald Trump zadowolił się 647 mln. Oboje otrzymali od bogatych biznesmenów datki przekraczające nawet 20 mln dolarów, czyli ok. 18,3 mln euro. We Francji taka suma wystarczyłaby na sfinansowanie całej kampanii wyborczej. Nad Sekwaną kandydaci mogą bowiem w pierwszej turze wydać najwyżej 16,8 mln euro. Dla finalistów w drugiej turze suma ta wzrasta o ok. 5 mln euro. A zatem Emmanuel Macron i Marine Le Pen mogą wydać po 22,5 mln euro.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789