Francja: Co czeka pracowników delegowanych?

Pracownicy delegowani mogą stać się ofiarą narastających nastrojów protekcjonistycznych na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Najwięcej jest wśród nich Polaków.

Aktualizacja: 17.03.2017 16:58 Publikacja: 16.03.2017 18:42

Francja: Co czeka pracowników delegowanych?

Foto: AFP

Magiczną formułę, która ma powstrzymać „zalew" tanich pracowników z Europy Środkowej i Południowej, wylansował już w 2006 roku, nikomu wówczas nieznany, zastępca mera Angouleme Vincent You.

Chodzi o tzw. klauzulę Moliera: wymóg, aby np. pracownicy na budowach, którzy w ramach czasowego kontraktu przyjechali pracować we Francji, znali biegle język francuski lub mogli na stałe korzystać z usług tłumacza. Oficjalnie chodzi o przestrzeganie warunków bezpieczeństwa. Faktycznie takie podniesienie kosztów sprowadzenia zagranicznych pracowników, że przestanie to być opłacalne.

Władze przynajmniej sześciu spośród osiemnastu regionów Francji (Kraj Loary, Hauts-de-France, Normandia, Owernia-Dolina Rodanu-Alpy, Ile-de-France, Dolina Loary) popierają takie rozwiązanie. Do jego zapisania w programie wyborczym namawiają też kandydata Republikanów François Fillona niektórzy z czołowych polityków umiarkowanej prawicy, w tym były minister obrony Herve Morin czy była rzeczniczka rządu za czasów Nicolasa Sarkozy'ego, Valerie Pecresse. Laurent Wauquiez, minister edukacji i spraw europejskich, gdy rządziła prawica, a dziś przewodniczący rady regionu Owernia-Dolina Reionu-Alpy, już nawet wysyłał na budowy inspektorów, którzy sprawdzą, czy klauzula Moliera jest rzeczywiście stosowana.

Sprawa stała się na tyle poważna, że Ministerstwo Finansów zaczęło badać, na ile takie rozwiązanie jest zgodne z prawem europejskim. Oficjalnej odpowiedzi nie ma, ale źródła w urzędzie przyznały dziennikowi „Le Monde", że chodzi o przepisy „rasistowskie, dyskryminujące i nie do zaakceptowania". Pracownicy delegowani mogą świadczyć usługi w innym niż swój kraju Unii na podstawie tzw. Dyrektywy Bolkesteina (od nazwiska komisarza ds. wspólnego rynku) z 1996 r. Jeszcze dziesięć lat temu z takiej możliwości skorzystało na francuskim rynku mniej niż 40 tys. pracowników.

Ale teraz przyjeżdża ich każdego roku już blisko 300 tys. Wbrew powszechnemu odczuciu to nie tylko wynik przyjęcia do Unii krajów Europy Środkowej, ale także zasadniczego obniżenia kosztów pracy w krajach południa Europy po ostatnim kryzysie finansowym. Bo choć w ub.r. we Francji było 46,8 tys. pracowników delegowanych z Polski, to niewiele mniej (44,4 tys.) z Portugalii i Hiszpanii (35,2 tys.).

Znacznie tańsi, a nieraz i bardziej wydajni od rodzimych pracowników, dla wielu francuskich firm są potrzebni, aby zachować konkurencyjność na europejskim rynku. Dlatego przeciwko „nacjonalistycznemu spaczeniu" poprzez przyjęcie klauzuli Moliera protestuje przewodniczący wpływowej federacji francuskich przedsiębiorców Medef Pierre Gattaz.

Chodzi także o obawy przed zemstą krajów UE wobec koncernów z Francji, które same wysłały do innych państw Unii w ub.r. 120 tys. francuskich pracowników w ramach kontraktów na świadczenie usług.

Magiczną formułę, która ma powstrzymać „zalew" tanich pracowników z Europy Środkowej i Południowej, wylansował już w 2006 roku, nikomu wówczas nieznany, zastępca mera Angouleme Vincent You.

Chodzi o tzw. klauzulę Moliera: wymóg, aby np. pracownicy na budowach, którzy w ramach czasowego kontraktu przyjechali pracować we Francji, znali biegle język francuski lub mogli na stałe korzystać z usług tłumacza. Oficjalnie chodzi o przestrzeganie warunków bezpieczeństwa. Faktycznie takie podniesienie kosztów sprowadzenia zagranicznych pracowników, że przestanie to być opłacalne.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788