Francja nie zniszczy UE

Macron, największy zwolennik integracji, jest już blisko prezydentury. Ale sukces Le Pen też jest spektakularny.

Aktualizacja: 24.04.2017 06:52 Publikacja: 24.04.2017 00:32

Francja nie zniszczy UE

Foto: AFP

– „System" zrobił wszystko, aby nigdy nie doszło do prawdziwej debaty. Ale teraz będziemy ją mieli. To będzie debata między patriotami a ultraglobalistami, zwolennikami dzikiej deregulacji, między ludem a aroganckimi elitami, które go ciemiężyły – mówiła po ogłoszeniu wyników Marine Le Pen. Jako jedyna spośród 11 kandydatów noc wyborczą spędziła nie w Paryżu, lecz w małym miasteczku Henin Beaumon na granicy z Belgią, gdzie bankructwo przemysłu ciężkiego doprowadziło do ogromnego bezrobocia. To jeszcze jeden sygnał rozdźwięku między „establishmentem" a „zwykłymi ludźmi".

Przy bardzo wysokiej (blisko 80 proc.) frekwencji Le Pen nie tylko powtórzyła sukces swojego ojca sprzed 15 lat i weszła do drugiej tury. Jej wynik (22,8 proc.) jest zdecydowanie lepszy niż Jeana-Marie Le Pena w 2002 r. (17 proc.). I w przeciwieństwie do ojca, który w konfrontacji z Jacques'em Chirakiem w drugiej turze właściwie nie zyskał dodatkowych głosów, Marine Le Pen, jeśli wierzyć sondażom, może otrzymać 7 maja poparcie nawet 40 proc. Francuzów.

– To będą bardzo trudne dwa tygodnie kampanii. Każde słowo będzie się liczyć, każdy błąd Macrona i Le Pen, a także sposób, w jaki inni kandydaci wyrażą poparcie dla przedstawiciela centrystów. Nic nie jest jeszcze przesądzone – ostrzega Jean-Marie Colombani, były redaktor naczelny „Le Monde".Na razie wszystkie sondaże wskazują na przytłaczające zwycięstwo Emmanuela Macrona w starciu z liderką Frontu Narodowego. Zdaniem Colombaniego Le Pen już zresztą odniosła ogromny sukces, definiując na nowo debatę polityczną we Francji. Bo oto znika podział na lewicę i prawicę, a pojawia się rywalizacja między zwolennikami liberalizmu i integracji europejskiej z jednej strony oraz protekcjonizmu i nacjonalizmu z drugiej. Jedyną przedstawicielką tej drugiej staje się właśnie Le Pen.

Z niebytu do sukcesu

Ale bezprecedensowy w historii współczesnej Francji sukces odniósł też Macron (23,2 proc.). Zupełnie nieznany jeszcze trzy lata temu, zanim został mianowany ministrem finansów przez François Hollande'a, w ciągu roku stworzył od zera ruch En Marche! (Naprzód!), który ma już 250 tys. członków, dwa razy więcej niż Partia Socjalistyczna. Choć była to jego pierwsza kampania wyborcza, nie popełnił zasadniczych błędów (poza radykalnym obciążeniem Francji winą za kolonizację Algierii).

Wynik zawdzięcza też w ogromnym stopniu słabości kontrkandydatów z Partii Socjalistycznej i Republikanów. Oba ugrupowania wybrały w prawyborach radykalnych polityków, pozostawiając Macronowi polityczne centrum, z czego znakomicie skorzystał. Po niezwykle miernej kadencji François Hollande'a w tych wyborach zwyciężyć miała bowiem umiarkowana prawica.

– Po przejęciu w 2012 r. Pałacu Elizejskiego przez Hollande'a Republikanie wygrali 18 spośród 22 wyborów. Francuzi nie zmienili poglądów, chcieli masowo głosować na umiarkowaną prawicę. Wszystko zepsuł Fillon – mówi Dominique Reynié, dyrektor paryskiego instytutu analitycznego Fondapol.

Klęska Republikanów

Kandydat gaullistów wierzył w wygraną do końca. Sądził, że tuż przed wrzuceniem głosu do urny 1/3 wyborców, którzy byli niezdecydowani, w końcu zapomni o skandalu korupcyjnym związanym z zatrudnianiem przez dziesięciolecia żony na fikcyjnych etatach z pieniędzy publicznych. Ale o 18.30 zebrani w siedzibie partii przywódcy Republikanów zrozumieli, że tak się nie stało. Dla Fillona oznacza to nie tylko koniec kariery politycznej, ale być może i wyrok więzienia.

– Nigdy nie uznał swojej winy, nie przeprosił Francuzów. Dodatkowo zajął zbyt konserwatywne stanowisko w kampanii wyborczej. To go pogrążyło – mówi „Rz" Laurent Joffrin, redaktor naczelny dziennika „Liberation". – Gdyby w prawyborach w listopadzie kandydatem Republikanów został Alain Juppé, jak się spodziewano, zapewne dziś to on przeszedłby do drugiej tury.

Na razie Fillon z tą porażką (zdobył 19,7 proc. głosów) nie chce się jednak pogodzić.

– Prawda o tych wyborach wyjdzie jeszcze na jaw. Ale teraz biorę pełną odpowiedzialność za ten wynik – powiedział w niedzielę wieczorem. Wezwał jednocześnie do głosowania na Macrona. Były premier najwyraźniej wciąż wierzy, że zwycięstwo odebrała mu „zmowa mediów", na którą nie zasłużył.

W Europie i na świecie obawiano się, że w drugiej turze dojdzie do „diabelskiego wyboru" między Le Pen a przedstawicielem radykalnej lewicy, Jeanem-Lukiem Mélenchonem. Oboje są przeciwni Unii Europejskiej i NATO, chcą też radykalnego zwiększenia wydatków socjalnych w i tak już zadłużonym po uszy kraju.

Do tego nie doszło. Ale i Mélenchon mógł w niedzielę mówić o niezwykłym sukcesie. Jego wynik (18,9 proc.) jest trzy razy lepszy niż przedstawiciela Partii Socjalistycznej Benoit Hamona (6 proc.). To może być decydujący moment, aby wzorowany na greckiej Syrizie i hiszpańskim Podemos ruch Francji Niepokornej ostatecznie zdominował na lewicy tradycyjną Partię Socjalistyczną, co zawsze było celem Mélenchona. W niedzielę, to znaczące, ten ostatni nie wezwał zresztą do głosowania na Macrona.

– Lewica jeszcze nie umarła, ale jest tego bliska – przyznaje Joffrin.

W niedzielę Macron zaapelował do Francuzów, aby pomogli mu „zbudować nową większość parlamentarną", która będzie działać na rzecz powstania „nowoczesnej Francji, odnoszącej sukcesy w Europie i na świecie". Lider En Marche! nie ma tak radykalnego planu reform jak Fillon, ale chce m.in. ograniczyć wydatki państwa o 60 mld euro w ciągu pięciu lat i zwolnić w tym czasie 120 tys. urzędników. Czy jednak odniesie sukces w czerwcowych wyborach do Zgromadzenia Narodowego, nie jest pewne. W niedzielę Fillon zaapelował o konsolidację sił prawicy, nie wiadomo też, jak odniosą się do planu reform deputowani Partii Socjalistycznej.

– Będzie musiał szukać koalicjantów, to nie będzie łatwe – mówi Joffrin. Jeśli Macronowi się to nie uda, droga do władzy dla Le Pen w wyborach 2022 może być już całkowicie otwarta.

– „System" zrobił wszystko, aby nigdy nie doszło do prawdziwej debaty. Ale teraz będziemy ją mieli. To będzie debata między patriotami a ultraglobalistami, zwolennikami dzikiej deregulacji, między ludem a aroganckimi elitami, które go ciemiężyły – mówiła po ogłoszeniu wyników Marine Le Pen. Jako jedyna spośród 11 kandydatów noc wyborczą spędziła nie w Paryżu, lecz w małym miasteczku Henin Beaumon na granicy z Belgią, gdzie bankructwo przemysłu ciężkiego doprowadziło do ogromnego bezrobocia. To jeszcze jeden sygnał rozdźwięku między „establishmentem" a „zwykłymi ludźmi".

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 755
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 754
Świat
Pakistan oskarżony o zabicie dzieci i kobiet w Afganistanie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 753
historia
Gdzie jest złoto, które Rosja skradła Rumunii? Moskwa przetrzymuje je już ponad sto lat