Bogusław Chrabota o wyniku wyborów prezydenckich w USA

To była noc cudów.

Aktualizacja: 09.11.2016 09:26 Publikacja: 09.11.2016 09:19

Bogusław Chrabota o wyniku wyborów prezydenckich w USA

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Cały świat ze zdziwieniem przyglądał się napływającym z kolejnych stanów wynikom amerykańskich wyborów. I coraz bardziej zmieniającej się na korzyść Trumpa geografii politycznej. Wyniki z godziny na godzinę, w ślad za sukcesami w kolejnych swinging states, coraz bardziej zapowiadały triumf jednego z najbardziej kontrowersyjnych, a na pewno najbardziej znienawidzonego przez elity kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Na koniec mieliśmy już pewność. Fenomen Brexitu nieoczekiwanie znalazł potwierdzenie w Stanach Zjednoczonych. Brutalna retoryka wyborcza, ewidentny hate w kampanii Trumpa przeważył nad rzekomo racjonalnymi argumentami pewnych swego środowisk opiniotwórczych. Niechęć wobec wyalienowanych elit, potrzeba  fundamentalnej zmiany okazała się wśród wyborców mocniejsza, niż strach przed nieobliczalnym Trumpem. Przypomnienie przez szefa FBI Jamesa Comeya afery e-mailowej było już tylko wisienką na tym antyclintonowskim torcie.

Donald Trump wygrał, mimo, że popełnił wszystkie możliwe błędy. Zbyt łatwo dał sobie przypiąć gębę człowieka nieprzewidywalnego, niekompetentnego, seksisty i chama. W kampanii posłużył się wszystkimi możliwymi stereotypami na temat mniejszości. Nie przedstawił przekonującej dla elektoratu ekipy ekspertów i doradców. A jednak wygrał.

Co za tym stoi? Niewątpliwie słabość kontrkandydata. To co była osiem lat temu siłą przychodzącego znikąd Obamy, nie mogło się powtórzyć w przypadku Hilary Clinton. Kandydatka demokratów jest symbolem establishmentu, który z taką zajadłością atakował Trump. Nigdy nie budziła pozytywnych emocji i jej sukces opierał się na czystej kalkulacji z kategorii, „przecież ludzie nie zagłosują na chama”. W tym sensie konsekwentnie antysystemowa strategia Trumpa trafiła na dobry grunt. Dystans do macierzystej partii miast zapowiedzią porażki stał się dźwignią sukcesu.

Jak ten wybór przyjmie Ameryka? Elity na pewno ze zdziwieniem. Nie mniejszym, niż elity Wielkiej Brytanii przyjęły Brexit. Nie mniej, nie mając innego wyboru, muszą się z nim pogodzić. Trump nie będzie miał poparcia w elitach, za to niebywałą siłę w Senacie i Izbie reprezentantów. Podobnie jak rządzące Prawo i Sprawiedliwość w Polsce otrzyma pełne instrumentarium parlamentarnego poparcia.

Czy będzie konsekwentny w swoich planach? Zobaczymy, choć z góry możemy pożegnać się z TTiP, czy  integracją sfery północnoatlantyckiej. Trudno mieć wątpliwości, że rozpocznie się amerykański kurs w stronę izolacjonizmu. Możliwe, że restrykcyjna polityka celna przeciw Meksykowi i Chinom. Prócz próby podważenia ObamaCare Jakaś forma protekcjonizmu państwowego w samych Stanach Zjednoczonych. Kwestionowanie roli NATO raczej się nie obawiam, choć Trumpowi będzie pewnie łatwej dogadać się z Putinem, niż pani Clinton.

Kończąc. Te wyniki to przede wszystkim niepewność. Obawa przed niestabilnością kraju, który dotąd był jej ostoją. Skonfliktowany naród i zaognione nie tylko etniczne podziały. Wiesze ryzyko eksplozji niezadowolenia i gry prostackim populizmem.

Czy Ameryka to przetrzyma? W tej jednej sprawie jestem optymistą.

Cały świat ze zdziwieniem przyglądał się napływającym z kolejnych stanów wynikom amerykańskich wyborów. I coraz bardziej zmieniającej się na korzyść Trumpa geografii politycznej. Wyniki z godziny na godzinę, w ślad za sukcesami w kolejnych swinging states, coraz bardziej zapowiadały triumf jednego z najbardziej kontrowersyjnych, a na pewno najbardziej znienawidzonego przez elity kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Na koniec mieliśmy już pewność. Fenomen Brexitu nieoczekiwanie znalazł potwierdzenie w Stanach Zjednoczonych. Brutalna retoryka wyborcza, ewidentny hate w kampanii Trumpa przeważył nad rzekomo racjonalnymi argumentami pewnych swego środowisk opiniotwórczych. Niechęć wobec wyalienowanych elit, potrzeba  fundamentalnej zmiany okazała się wśród wyborców mocniejsza, niż strach przed nieobliczalnym Trumpem. Przypomnienie przez szefa FBI Jamesa Comeya afery e-mailowej było już tylko wisienką na tym antyclintonowskim torcie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany