Otóż nałożyły się na siebie kilkupunktowe spadki sondażowe PiS oraz bonus, które otrzymuje liberalna opozycja w sejmikach za zawiązanie Koalicji Obywatelskiej. Efekty dla Prawa i Sprawiedliwości są niepokojące. W grudniu PiS mógł liczyć na bezapelacyjne zwycięstwo w Wielkopolsce, Zachodniopomorskiem i Lubuskiem. Tylko w Dolnośląskiem bez kłopotu wygrywała Platforma. A dziś? PiS wygrywa ze zjednoczoną opozycją tylko w Wielkopolsce, ale i tam jego przewaga zmniejszyła się dwukrotnie.

W Zachodniopomorskiem, Lubuskiem i Dolnośląskiem władzę zdobywa koalicja PO i Nowoczesnej. Do tego SLD i PSL w każdym z tych województw polepszyły swoje wyniki, zwiększając tym samym zdolności koalicyjne opozycji. To wszystko oznacza, że PiS może przestać myśleć o wyborach samorządowych jako o spokojnym spacerku.

Oczywiście wyniki Prawa i Sprawiedliwości we wschodniej i południowej Polsce są znacznie lepsze niż na zachodzie, tyle tylko, że to zachód był miejscem, w którym PiS udało się – dzięki pomysłom na politykę socjalną – zdobyć nowych wyborców. I część tego kapitału została roztrwoniona.

Wydaje się, że po wyborach PiS zwiększy stan posiadania w sejmikach – dziś rządzi tylko w jednym, podkarpackim. Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, partia rządząca zdobędzie władzę w ośmiu czy dziewięciu województwach. Ale biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno mogła się pochwalić prawie dwa razy większym poparciem niż opozycja, trudno jej będzie przedstawić wynik wyborów do sejmików jako miażdżące zwycięstwo. Podobnie może być w dużych miastach. To zaś pokazuje, jaki będzie punkt wyjścia do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.

Problemem dla Prawa i Sprawiedliwości jest również powolne wyczerpywanie się zasobów, dzięki którym można zmobilizować zwolenników. Tzw. piątka Morawieckiego nie okazała się przełomem. Pytanie, jakie siły mogą być teraz rzucone na front, gdy pojawią się kolejne kłopoty. A wszak nie wszystkie dotychczasowe zostały rozwiązane, jak choćby protest opiekunów osób niepełnosprawnych i tyrańskie zapędy marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Gdy Jarosław Kaczyński przebywa w szpitalu, zdolność partii do sensownych reakcji na kryzysy radykalnie spada.