– Rozważymy to. Tak, rozważymy – odpowiedział Trump na pytanie o oficjalne uznanie anektowanego Krymu za część Rosji. To samo dotyczy ewentualnego zniesienia sankcji, jakie USA nałożyły na Kreml za agresję na Ukrainę.
– Klaun Trump w czasie swoich występów całkiem odleciał – natychmiast skomentował tę wypowiedź ukraiński przedstawiciel przy ONZ Jurij Siergiejew. Wyraźnie skonsternowany Departament Stanu natomiast złożył wszystko na karb „retoryki kampanii wyborczej".
– Możemy się oczywiście pocieszać, że to wyborcza retoryka, która niekoniecznie zostanie zamieniona w decyzje ewentualnego prezydenta. Ale jednocześnie amerykański kandydat wychodzi daleko poza granice tego, co wolno kandydatom, i demonstruje całkowity brak zrozumienia zasad polityki zagranicznej. Krótko mówiąc – jest niekompetentny, jak na ewentualnego przywódcę takiego kraju – powiedział „Rzeczpospolitej" kijowski analityk z Centrum Razumkowa Ołeksij Melnyk.
Konsternacja wśród amerykańskich ekspertów ds. polityki międzynarodowej była tym większa, że wypowiedź kandydata Partii Republikańskiej była sprzeczna z programem samej partii, przyjętym ledwo tydzień wcześniej na przedwyborczej konwencji w Cleveland. „Wraz z sojusznikami wspieramy utrzymanie, a jeśli będzie taka potrzeba i wzmocnienie sankcji przeciw Rosji, dopóki nie zostanie w pełni przywrócona suwerenność i integralność terytorialna Ukrainy. Popieramy też odpowiednią współpracę z siłami zbrojnymi Ukrainy i polepszeniem koordynacji z NATO planowania obronnego" – oświadczyli republikanie na swoim zjeździe.
W trakcie samej konwencji Trump udzielił wywiadu, w którym ostrzegł sojuszników z NATO, że USA mogą zrezygnować z ich obrony „jak obrona państw bałtyckich przeciw rosyjskiej agresji – jeśli sojusznicy nie wypełnią zobowiązań wobec nas". – Wielu mówiło, że Trump zaszkodzi naszemu bezpieczeństwu, jeśli zostanie wybrany na prezydenta. On już zaszkodził, samym swym kandydowaniem – powiedział była sekretarz stanu Madeleine Albright.