Czegoś takiego nie zrobił żaden przywódca USA od czasu II wojny światowej. Na kilka godzin przed oficjalną nominacją republikanów Donald Trump zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, Stany Zjednoczone przyjdą z pomocą tylko tym krajom sojuszu, które „płacą swoje rachunki". Chodzi zarówno o wysokość wydatków na obronę, jak i pokrywanie przynajmniej części kosztów pobytu amerykańskich wojsk za granicą.
Dla Trumpa, który nie ma doświadczenia w polityce, ale przez dziesięciolecia budował nieruchomościowe imperium, wszystko jest więc przedmiotem negocjacji, jak w biznesie.
„Musisz zawsze być gotowy odejść od stołu" – ujawnił w obszernym wywiadzie dla „New York Timesa" kulisy swojej taktyki wobec sojuszników z NATO, ale także m.in. Korei Południowej i Japonii. Jego zdaniem tylko w ten sposób Ameryka, której deficyt handlowy wynosi dziś 800 mld dolarów rocznie, odzyska równowagę finansową.
To podważenie fundamentalnej zasady działania NATO, zgodnie z którą atak na jednego sojusznika jest atakiem na wszystkich. Destabilizacja świata zachodniego z nieobliczalnymi skutkami nie tylko strategicznymi, ale i gospodarczymi, które Stany Zjednoczone odczują w pierwszym rzędzie. Pokazał to Brexit, pchając piątą gospodarkę świata ku recesji. Plan Trumpa miałby nieporównanie poważniejsze skutki.
I to tym bardziej że miliarder jest gotowy wystawić na sprzedaż wszystkie inne zobowiązania międzynarodowe Ameryki.