Dziś w postać Reagana próbuje się wcielić Donald Trump. Lansuje podobny program gospodarczy oparty na radykalnym ograniczeniu podatków i uwolnieniu przedsiębiorczości. Zapowiada też twardą grę z rywalami Ameryki, zaczynając od Chin.
Czy zatem wynik pierwszej debaty telewizyjnej, którą zdecydowanie wygrała Hillary Clinton, powinniśmy nad Wisłą przyjąć ze smutkiem?
W 1980 r. ujarzmionej Polsce zależało na zmianie porządku międzynarodowego, do czego mógł doprowadzić tylko tak nonkonformistyczny prezydent, jakim był Reagan. Dziś odwrotnie – jesteśmy częścią wolnego świata i szybko nadrabiamy cywilizacyjne zapóźnienia. Mamy więc wiele do stracenia, jeśli Trump wprowadzi się do Białego Domu i zacznie rewolucję. W czasie wtorkowej debaty co prawda powstrzymał się od chwalenia Putina i nie straszył wypowiedzeniem gwarancji bezpieczeństwa NATO, co robił do tej pory, ale nie wiadomo, na ile to ruch taktyczny, a na ile rzeczywista zmiana strategii.
Także plan gospodarczy Trumpa nie ma wiele wspólnego z „reaganomics”. Cztery dekady temu świat wychodził z kryzysu spowodowanego wzrostem cen ropy, dziś z trudem podnosi się po największej od 70 lat zapaści finansowej. To są odmienne sytuacje.
Teraz już wiemy, że bankierzy wykorzystują większą swobodę działania przede wszystkim dla bogacenia się bez umiaru, a nie mnożenia dobrobytu, z którego korzystają w ostatecznym rachunku wszyscy. Teoria skapywania nie sprawdziła się, trzeba czegoś nowego. I w tym punkcie program miliardera nie jest więc dla świata, w tym Polski, korzystny.