Działania wojenne między wojskami reżimu Baszara Asada a umiarkowaną opozycją mają zostać przerwane. Na to zgodził się dyktator z Damaszku, choć zastrzegł, że wznowi ofensywę, jeśli Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie nadal będą wspierały syryjskich rebeliantów.
Rozejm nie obejmuje jednak operacji przeciwko oddziałom Al-Kaidy oraz frontowi Al-Nusra. A to właśnie one znajdują się w regionie Aleppo. Dlatego oblężenie miasta przez reżimowe wojska wspierane przez oddziały irańskiego Hezbollahu i Gwardii Rewolucyjnej, a przede wszystkim rosyjskie lotnictwo nie zostaną wstrzymane.
Opanowanie przez Asada niegdyś dwumilionowej, największej metropolii w kraju, w której dziś mieszka ok. 300 tys. osób, będzie miało kluczowe znaczenie dla kształtu przyszłego pokoju w Syrii. W ostatnich dniach syryjska armia zrobiła w tym kierunku decydujący krok, odcinając ostatnią drogę zaopatrzenia dla obrońców Aleppo. Jeśli szybko nie dojdzie do zawieszenia broni i w tym regionie, szykuje się kolejna katastrofa humanitarna. Europejczycy obawiają się, że spowoduje to także kolejną falę emigracji na Stary Kontynent. Dziesiątki tysięcy mieszkańców Aleppo już zaczęło uciekać w kierunku północnej granicy, ale zostało zatrzymanych przez Turków.
Jeśli wojna nie zostanie szybko wstrzymana, możliwa jest także bezpośrednia interwencja wojsk tureckich przeciwko oddziałom kurdyjskim przejmującym kontrolę nad częścią północnej Syrii.
– Mamy plan B, gdyby rozejm w Syrii się nie powiódł – przekonywał w środę komisję spraw zagranicznych Senatu sekretarz stanu John Kerry.